70 lat z bluesem
Opowiadać o klęsce patriarchatu, o starości, która dokonuje szantażu emocjonalnego, nie chce żyć w samotności – o tym ma mówić najnowsza sztuka profesora Waldemara Śmigasiewicza. Profesora – także reżysera i autora, jak sam twierdzi, komediodramatu.
Profesor na ponad dwie godziny zaprasza widzów do domu, w którym po śmierci matki pozostaje pod jednym dachem trzech synów i starzejący się ojciec. I od razu uprzedza, że nie będzie łatwo. Raczej komicznie, ale i tragicznie. I że niechcący oglądając „Landschaft” możemy przejrzeć się w lustrze. Zobaczyć od środka, jak ojciec szantażuje emocjonalnie synów, jak ich nawzajem nakręca. Czy jest wcielonym złem, czy tylko żałośnie starzejącym się wrednym facetem? Myląc władzę z wolnością, uwalnia chore patriarchalne i dyktatorskie zapędy. Posługując się zmyślną socjotechniką, skłóca ze sobą synów, pragnąc ukazać się im jako zbawca i niekwestionowany domowy autorytet. Ironia miesza się tu z humorem, a miłość ojcowska przybiera formy od zniewolenia po obłudną prawdę o nim samym. W tym kontekście ani obiektywna prawda, ani dążenie do niej nie mają większego znaczenia. Ważnym staje się jedynie interpretacja zdarzeń, przez które ojciec pragnie zapanować nad umysłami domowników, na nowo pisząc historię swojej rodziny.
Waldemar Śmigasiewicz do realizacji polskiej prapremiery swojego autorskiego tekstu zatrudnił swoich dwóch synów. Za muzykę odpowiada posiadacz doktoratu w dyscyplinie artystycznej – sztuki muzyczne – Mateusz Śmigasiewicz, zaś za wizualizacje Piotr Śmigasiewicz, absolwent Wydziału Reżyserii i Produkcji Filmowej irlandzkiej Huston Film School i autor filmu „Tytanowa biel” z Piotrem Adamczykiem w roli głównej i w międzynarodowej obsadzie. Starsi teatromani mogą pamiętać samego Waldemara Śmigasiewicza z jego realizacji „Iwony, księżniczki Burgunda” sprzed… 41 lat albo „Tanga” sprzed lat 22. W jakiej formie jest dziś pan profesor – przekonamy się w sobotę, podczas pierwszego pokazu „Landschaftu”.
Czytaj też: „Landschaft” – nowa propozycja w repertuarze Teatru Dramatycznego w Białymstoku
W niedzielę, 12 marca, kolejna premiera w Białostockim Teatrze Lalek. Autorem „Z głową byka” jest białostoczanin – Robert Jarosz. Uważany za jednego z najciekawszych dramatopisarzy nie pierwszy raz sięga po alegorię opowiadającą o dojrzewaniu młodych ludzi, ich przeżyciach, troskach, lękach. Punktem wyjścia do napisania dramatu oraz stworzenia projektów scenograficznych był osiemnastowieczny obraz autorstwa Charles-Édouarda Chaise przedstawiający Tezeusza triumfującego nad ciałem pokonanego Minotaura. Malarz otoczył Tezeusza wianuszkiem młodych osób ocalonych przed śmiercią z rąk bestii i to im autor dedykował swój tekst. Michał, główny bohater sztuki „Z głową byka”, przyrównuje swoje życie do losów herosa. Sytuacje i osoby ze swojej przeszłości podmienia na zagadkowe mityczne figury. Odgrywa rolę Tezeusza, próbując zrozumieć i ujarzmić bestię, która zamieszkała w jego wyobraźni. Schodzi do labiryntu własnej, nieco upiornej codzienności z nadzieją, że w jego centrum odnajdzie źródło wody życia, witalność i harmonię.
Całość zapowiada się niezwykle ciekawie, bo za scenografię odpowiada niezrównany Pavel Hubicka, a muzyką zajął się Piotr Klimek. Zdaje się, że na małej scenie BTL-u możemy liczyć na spore emocje.
Więcej: „Z głową byka” – nowość na scenie Białostockiego Teatru Lalekna-scenie-bialostockiego-teatru-lalek/
Pozostając w klimatach teatralnych, na pewno warto wybrać się do Opery i Filharmonii Podlaskiej na „Dyptyk wielkanocny”. Fantastyczna praca chóru w oratorium „Via Crucis” zamienionym w potężną inscenizację Drogi Krzyżowej i przebojowa od pierwszej do ostatniej nuty opera „Cavalleria rusticana” z świetną dramatyczną rolą główną to iście duchowa uczta, a i sceny zbiorowe wyreżyserowane zostały z należytym rozmachem.
W Teatrze Wierszalin zobaczymy w ten weekend „Ballady i romanse” – śpiewogrę wesołą, a i mickiewiczowskie frazy mamy przecież wpisane w nasze DNA.
Niezwykle ciekawie zapowiada się wystawa w Galerii Fotografii Galerii im. Sleńdzińskich przy Wiktorii 5. Piotr Bułanow pokaże swoje „Multiekspozycje”, czyli fotografie, jakie powstają w wyniku wielokrotnego naświetlania tej samej klatki. Obraz powstaje w korpusie aparatu fotograficznego, programy komputerowe używane są jedynie do poprawienia kontrastu, nasycenia kolorów lub jasności.
W tym tygodniu, w świecie ruchomych obrazów czeka nas długo wyczekiwana premiera filmu „W gorsecie” z brawurową rolą Viecky Krieps jako Sissy – cesarzowej Elżbiety. Film pełen humoru i wręcz punkowej anarchii z zupełnie współczesną ścieżką dźwiękową. Z ścieżką udającą hip hop zmierzą się widzowie filmu „Zadra” zwabieni postaciami Jakuba Gierszała, Magdaleny Różczki, czy Margaret. W roli raperki występuje Magdalena Wieczorek a całość jeden z odważniejszych recenzentów przyrównał do połączenia „8 mili” z „Narodzinami gwiazdy”. Chyba zaryzykuję.
Muzycznie można w tym tygodniu wybierać i przebierać. Lubiący przebieranki Hunter oraz Sorry Boys grają w Zmianie Klimatu. W piątek w 6-ścianie eksperymentalny Wojewoda JAMZ Experience zaś w sobotę duet stworzony przez Piotra Banacha – lidera Hey czy Indios Bravos oraz Kafi Ficaj. Równie dobrze czują się na wielkiej scenie Przystanku Woodstock, co i w przytulnym klubie. Całe życie w klubach grał Janusz Nowowsiak – białostoczanin, który przez lata doskonalił kunszt gry na harmonijce ustnej. 12 marca, w niedzielę, zaprasza na swój benefis i to już od godziny 16. Dlaczego tak wcześnie? Bo w 6-ścianie zagrają zespoły, z którymi przez wiele lat współpracował, z którymi gra do dziś, pojawią się goście specjalni. Usłyszymy jego macierzysty band – 48 Godzin, zagra Gęsia Skórka Blues Band, Lucky Loser Blues Band. Zaczynał z Markiem Gąsiorowskim w pierwszym składzie grupy Remont na perkusji. Po harmonijkę sięgnął jakieś trzy dekady temu i teraz gra wybornie i z wielką pasją. I chociaż Janusz zupełnie nie wygląda – plakat głosi, że to już 70. lat na życiowej scenie. I zawsze blisko bluesa! Tylko pozazdrościć
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz