Zielone rozwiązanie palącego problemu
Londyn, Nowy Jork, Wrocław, Siemiatycze i Białystok mają wspólny mianownik. Co łączy te miasta?
Lato, ponad 30 kresek na termometrze, żar leje się z nieba, w betonowym świecie trudno wytrzymać. Miejskie wyspy ciepła sprawiają problem mieszkańcom metropolii, którzy mają niemały kłopot z wytrwaniem w betonowej dżungli. Eksperymentalne projekty wychodzą naprzeciw tym niedogodnościom, uprzykrzającym życie mieszkańcom miast i z radością oznajmiają: „Mamy dla was ratunek!”. O co chodzi?
Przystanki porośnięte sukulentami
Mowa o „zielonych punktach” w centrach miast. Porośnięte roślinnością, krzewami i sukulentami dachy, pnący się po ścianach bluszcz oraz kolorowe kwiaty w donicach, przyciągają nie tylko pięknym wyglądem, ale spełniają swoją misję – dają przyjemny cień pasażerom oczekującym na transport miejski. Zielone wizytówki przyjęte zostały przez „tubylców” z szalonym entuzjazmem. W ślad za światowymi metropoliami podążyły również polskie miasta takie jak Wrocław, Siemiatycze i Białystok, budując pierwsze w kraju zielone przystanki.
Więcej tlenu w mieście
Posadzone na dachach rośliny nie tylko dają przyjemny cień, ale także zapewniają lepszy mikroklimat i wytwarzają tlen – eksperci twierdzą, że jeden przystanek produkuje nawet 10 kg tlenu rocznie. Roślinność pochłania pyły i inne zanieczyszczenia gromadzące się przy najbardziej ruchliwych ulicach oraz utrzymuje retencję wód opadowych.
Zielony dach może utrzymać deszczówkę, która w cieplejsze dni paruje, przez co temperatura dachu obniża się nawet o 7 stopni Celsjusza.
Montaż żywych przystanków jest zgodny z wytycznymi odnośnie dostosowania przestrzeni miejskich do zmian klimatu, przez co urzędnicy coraz chętniej sięgają po to rozwiązanie. Kreatywny pomysł podłapały także inne zespoły miejskie, dodając koncept budowy zielonych wiat do budżetów obywatelskich, z których chcą sfinansować koszty inwestycji.
Sukulentowe przystanki, łąki kwietne i pasy zieleni zdecydowanie pasują do siebie, tworząc piękną, zieloną atmosferę. Tego roku białostoczanie z zachwytem przyglądali się pracy ogrodników, którzy jeszcze bardziej zazieleniali ich miasto niczym tolkienowskie Shire. Robiąc sobie selfie wśród słoneczników, wydeptując ścieżki wśród różnokolorowych kwiatów, czy oddychając pełną piersią podczas spacerów w miejskim parku, nie dało się nie zauważyć, że nic tak nie dodaje uroku i nie wprawia w lepszy nastrój jak obcowanie z naturą. Po kolorowym lecie polska złota jesień wydaje się być jeszcze bardziej urokliwa.