Białostocki Teatr Lalek. Dr hab. Jacek Malinowski napisał i wyreżyserował „Tamtamtam i Tututu”
Prościutka bajeczka o drobnym nieporozumieniu językowym w wizji dr. hab. Jacka Malinowskiego, dyrektora Białostockiego Teatru Lalek wspartego talentem muzycznym Marcina Nagnajewicza zamienia się w dadaistyczny kabaret czy nawet swego rodzaju „Little Shop of Horrors”.
Bez obaw, nikt tu nikogo żywcem nie pożera, choć nie wiem czy będąc wrażliwym brzdącem mógłbym zasnąć widząc z pierwszego rzędu demonicznego Artura Dwulita. W cyberpunkowych goglach, z rękawicą kojarzącą się z najlepszymi horrorami dla dorosłych, fantastycznie grającego ciałem nie jakiegoś wyliniałego smoka rodem z „Jabberwocky” ale wijącą się jadowitą gadzinę można długo podziwiać. Wszak aktor to i utytułowany naukowo i po prostu znający swój fach od podszewki. Podobnie jak Paweł Sławomir Szymański. Wrażliwsi widzowie mają więcej szczęścia, bo jako praworęczny częściej odsłania twarz nadając swojemu smokowi bardziej ludzkiego oblicza – Dwulit częściej zasłania się smoczą rękawicą przed widzami, co tylko buduje klimat znany z serii z Freddym Kruegerem.
Osobny klimat buduje też zakotwiona kilka metrów nad ziemią Grażyna Kozłowska. Znakomicie sprawdza się jako śpiewająca aktorka, a kiedy wciela się w echo… Takiej interpretacji nikt się chyba nie spodziewał. Oczywiście wsparciem kompozytorskim jest tu Marcin Nagnajewicz. Ciekawie łączy proste melodie z odrobiną folkloru, a i szlachetnie brzmiących momentów nie brakuje. I jak na kabaret literacki przystało – piosenek jest kilka, a każda inna.
Jacek Malinowski jako autor chciał odwołać się do dadaistycznych zabaw słowami, czy niepowtarzalnego języka Mirona Białoszewskiego. Wydaje się, że jako praktykujący ojciec posiadł znajomość psychiki i komunikacji kilkulatków, i że owe rymowanki, czy surrealistyczne dialogi smoków (z takimiż przekleństwami włącznie) trafią lepiej do rówieśników jego młodszego syna niż do pokolenia rodziców i dziadków. Ci raczej zachwycą się piosenkami płynącymi z ust Grażyny Kozłowskiej i przemyślanym od a do zet kostiumami aktorów, które zaprojektował Michał Wyszkowski. Minimalistyczna scenografia pozwala wyeksponować lalkarski detal i zwrócić uwagę na kunszt gry całej trójki aktorów.
Czy to przedstawienie łatwe czy trudne w odbiorze – musi zdecydować publiczność. Jako całość przemyślane i świetnie zrealizowane. Właśnie tu – w Białostockim Teatrze Lalek.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz