Białostocki Teatr Lalek. Robert Jarosz wyreżyserował „Z głową byka”
Robert Jarosz, białostocki autor sztuk teatralnych swój najnowszy tekst oparł o mit o Tezeuszu i zestawił ze współczesnym nastolatkiem, który ma problem z akceptacją własnego ciała, życiem w dysfunkcyjnej rodzinie, czy wreszcie realizacją celów, będących swoistą drogą kolejnych inicjacji. Tłem sztuki jest osiemnastowieczny obraz autorstwa Charles-Édouard Chaise przedstawiający Tezeusza triumfującego nad ciałem pokonanego Minotaura.
Zanim jednak Michał, zamieniający się w swoich wizjach rolami z Tezeuszem, zdobędzie się na odwagę, poznajemy go zapadającego w letarg, zatopionego w przeglądaniu telefonu komórkowego. Ale wzorem antycznego fatum – wokół niego krąży i matka, i niewinna Ariadna, i uwodzicielska Fedra. I przepowiadają Michałowi, a może tylko jego ciału – los. Czuwa nad nim Ajtra, zaś prawdziwego ojca – Posejdona – Tezeusz nie pozna nigdy. Zanim ruszy w dorosłość, to matka objaśnia mu świat, Michał wystawia matkę na próbę, która zdesperowana będzie wydzwaniać pod nr alarmowy 112. Ale tak naprawdę – opisywanie treści „Z głową byka” mija się z celem. Potrzebna tu jest dość dobra znajomość mitu o Tezeuszu, by zrozumieć paralele pomiędzy udrękami dorastającego nastolatka i księcia, który nabierając sił ruszy w śmiertelny bój z Minotaurem. Robert Jarosz intrygująco posługuje się mitologią, w której odnajduje odniesienia do teraźniejszości. Ale przede wszystkim – odnajduje fantastyczną formę teatralną.
Michał może przyjrzeć się maleńkiej figurce Tezeusza, obserwować jak młodzieniec uczy się chodzić, wreszcie wyrasta na człowieka zdolnego podnieść głaz, pod którym czekają na niego atrybuty dorosłości – sandały i miecz. Michał rozmawia ze sobą, wchodzi w dialog z własnym ciałem, zaś Tezeusz ściera się z Minotaurem. Pół człowiek, pół byk stara się go przekonać, że są sobie potrzebni, ale właściwsze będzie określenie – byli potrzebni. Bo zwykle tak jest w życiu – coś się kończy, coś zaczyna. Ale to nie figura Minotaura robi moim zdaniem największe wrażenie, lecz niesamowite wyczucie teatru, plastyczności scen udanie wspierane przez niespożytą kreatywność Pavla Hubicki. Zamek, labirynt, przeżarte korozją, ociekające krwią lustra – w nich przegląda się Tezeusz, Michał, publiczność. Scena w której uwodzicielska Fedra (Agnieszka Sobolewska) kusi ciało pod postacią Jacka Dojlidki aż pulsuje erotyką, zaś taniec idących na śmierć panien i młodzieńców to popis prowadzenia ruchu scenicznego przez Martę Burą. Odpowiedzialny za multimedia Sebastian Łukaszuk wprowadzi widzów do labiryntu, pozwoli podglądać pracę zespołu ratownictwa medycznego, czy wreszcie pozwoli przyjrzeć się reprodukcji osiemnastowiecznego płótna powiększonego do gigantycznych rozmiarów. Marta Bury Fedrze i niewinnej Ariadnie (Agata Stasiulewicz) podpowie, jak ożywić malarstwo, ale też jak rozwijać nici by osaczyć Tezeusza, zresztą kiedy Fedra oddaje się uciechom z ciałem, Ariadna wraz z Tezeuszem też nie pozostają w bezruchu. Scena wręcz pulsuje mniej lub bardziej skrywanymi namiętnościami.
I wreszcie Michał-Tezeusz. Raczej wycofany, niepozbawiony pretensji do matki, ale też pojmujący swoją inność. Błażej Piotrowski równie dobrze potrafi być sfrustrowanym nastolatkiem, co stojącym w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa ateńczykiem. Ogra każdy przedmiot, zatrzyma na sobie uwagę. I jest jeszcze Ewa Żebrowska – w roli matki – tej antycznej, i tej zrozpaczonej milczeniem syna. Najbardziej wycofana, ale działająca wtedy, gdy czuje że jej dziecku może stać się krzywda. Ale jak wiemy z mitologii, to Tezeusz będzie krzywdził. Ariadnę porzuci, ojca, a właściwie ojczyma, pchnie do samobójstwa, Czy dlatego Robert Jarosz to tego herosa wybrał za bohatera „Z głową byka”?
Wizualnie oszałamiający spektakl pozostawia widza z wieloma pytaniami. Ot choćby – co trzeba w sobie zabić, by pójść dalej przez życie. Czy o to chodziło autorowi? Nie wiem. Najlepiej przekonać się na własne oczy. Uczta wzrokowa zagwarantowana.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz