Białystok zatrzymany w kadrach Zdzisława Zaremby
Ulica M. Skłodowskiej-Curie w Białymstoku, maj 1965 rok, fot. Zdzisław Andrzej Zaremba
Lato to pora, kiedy wyruszamy w ślad za ulubionymi wykonawcami w Polskę. Wakacyjne podróże, te małe i duże warto rozpocząć od białostockich Bojar, gdzie można zobaczyć, jaki był Białystok przed laty. Nie tylko spacerując po mocno już zurbanizowanej dzielnicy, ale też zaglądając do zrewitalizowanej bojarskiej chaty, by zobaczyć, jak widział Białystok w latach 60. XX wieku Zdzisław Zaremba.
A któż to taki można by zapytać. To 93-letni białostocki zawodowy fotograf prasowy. Co to oznacza? Że dokumentował praktycznie każdy metr miasta, każde wydarzenie, nowy dom, ulicę, fabrykę. Zdzisław Zaremba w Gazecie Białostockiej pracował od 1953 roku! I bez przerwy fotografował. Uwiecznił sławny wiec z 24 października 1956 roku zorganizowany przez Komitet Wojewódzki Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Ale że wymknął się spod kontroli i ludzie miast popierać towarzysza Gomułkę zaczęli krzyczeć na przykład „Religia do szkół”, żadna z fotografii w gazecie się nie ukazała. Ale Zaremba zachował negatywy. Podobnie jak pamięć o całym mieście podnoszącym się z ruin niemal dwie dekady po zakończeniu działań wojennych. Zachował też pamięć o słynnych białostockich kontrastach. Ot choćby jeden z widoków ulicy Skłodowskiej, gdzie przy samym trotuarze, tu przy numerze 11 stoją drewniane domki. Zamiast Opałka jest wielki, tonący w zieleni ogród, zamiast naszego ONZ-u drewniana hala.
Łatwiej byłoby wymienić, czegóż to Zdzisław Zaremba nie sfotografował, bo chociaż to nie były czasy tabloidów, ale dziennikarze zawsze rozumieli znaczenie fotografii prasowej. Fotograf pracował w zawodzie do 1981 roku, już w Gazecie Współczesnej. Bo gdy wprowadzono podział na 49 województw, zmieniono też nazwę tego jak wtedy mawiano organu prasowego KW PZPR. Wyboru fotografii na wystawę „Stykówka-wglądówka-powiększenie. Zdzisław Zaremba” dokonał nieco młodszy wieloletni fotograf prasowy Bogusław Florian Skok. Zdjęcia do obejrzenia od 14 lipca do 3 września w Galerii Fotografii Galerii im. Sleńdzińskich przy Wiktorii 5, rzecz jasna w sercu Bojar.
Stara drewniana willa zachowana przy ulicy Świętojańskiej, a dziś mieszcząca Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego mieści we wnętrzu obok potężnej kolekcji prac białostockiego mistrza rzeźbiarskiego portretu także wystawę miniaturowych rzeźb, płaskorzeźb i odlewów z brązu połączonych ze starym konstrukcyjnym drewnem, pochodzącym z dawnych podlaskich stodół. Ich autorką jest Patrycja Meunier – francuska rzeźbiarka, która na stałe osiedliła się w Polsce. W oddalonym od ludzi drewnianym domu na Podlasiu stworzyła pracownię, w której powstają wyjątkowe rzeźbiarskie dzieła. Tematem ekspozycji „Kobieca dusza – bronze, ceramique et poesie” jest figura kobiety świętej i uduchowionej.
Uduchowione klimaty znajdziemy także w pobliskim Supraślu. Tam zadomowił się od 5 lipca festiwal Między Wierszami. W sobotę znów w przestrzeni ulicy 3 Maja pojawią się aktorzy Teatru Wierszalin z publiczną prezentacją poezji pod szyldem „uliczki poetów”, a w wieczorem, także w niedzielę, zagrają „Wyzwolenie” według Stanisława Wyspiańskiego. Muzycznie – w podróż do Francji koncertem w supraskim Domu Ludowym zabierze słuchaczy kwintet dęty – Ventoso Quintet.
Bardzo ciekawie zapowiada się sobotnie letnie granie na tarasie Astorii. Dawid Kaletka występujący jako mop w swoim brzmieniu łączy alternatywę, elektronikę czy alternatywny pop. I to tak skutecznie i oryginalnie, że otwierał koncerty Ralpha Kamińskiego.
Kto woli mocniejsze dźwięki, a i jest otwarty na inne języki i kulturę, śmiało może wybierać się w okolice Gródka. Tam na polanie Boryk 14 i 15 lipca obozuje Festiwal Przebudzonych Tutaka 2023.
Następca legendarnych Basowiszczy kontynuuje tradycję promocji kultury białoruskiej nie tylko muzyką rockową. To również warsztaty – także dla dzieci, dyskusje, teatr oraz po prostu ogólnobiałoruski piknik w środku lata w malowniczym lesie! W sobotni wieczór zwieńczeniem imprezy będzie koncert gorąco ostatnio przyjętej w pubie 6-ścian formacji Daj Darohu.
Kto chciałby poobcować z puszczą, ale musi zostać na weekend w mieście, może wybrać się na plac przy Kinie Forum, by obejrzeć w kinie plenerowym świetny dokument Natalii Korynckiej-Gruz o Simonie Kossak. Przy okazji zobaczyć Rzym na jednym z przedpremierowych pokazów filmu „Pierwszy dzień mojego życia”.
Bardzo wysokobudżetowe i widowiskowe kino to oczywiście wyczekiwana premiera kolejnej części zadań niemożliwych do wykonania przez każdego oprócz Toma Cruise, przepraszam Ethana Hunta. „Mission Impossible Dead Reckoning – Part One” obiecuje porcję filmowej adrenaliny i filmowy uśmiech uwielbiany przez miliony na całym świecie. Jest też polski wkład w osobie Marcina Dorocińskiego jako kapitana okrętu podwodnego Sewastopol dryfującego na Morzu Beringa
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz