BTL. Dr hab. Jacek Malinowski wyreżyserował spektakl Król Zofius i Cudowna Kura
„Król Zofius i Cudowna Kura”, to tekst, jaki Tankred Dorst napisał mając lat 75. Czy zdawał sobie sprawę, że w ciągu ostatnich dekad psychologia zupełnie inaczej postrzega sytuację dziecka w świecie dorosłych. Dr hab. Jacek Malinowski świetnie obmyślił i obsadził sztukę, ale czy rzeczywiście 5-letnie dzieci powinny ją oglądać?
Na scenie wszystko wygląda niewinnie. Jest przezabawna Cudowna Kura (wyłącznie gdacząca i strojąca miny prof. Sylwia Janowicz-Dobrowolska), jest wzbudzający sympatię Król Zofius (kto nie kocha Adama Zielenieckiego?), jest wnuczka (Urszula Chrzanowska) znakomity Opowiadacz, a może raczej ściemniacz (dr Mateusz Smaczny) i są Timo i Tomo (wirtuozerska rola jaką kreuje dr hab. Jacek Dojlidko). Jest muzyka, którą ułożył dr Marcin Nagnajewicz , jest zmyślna scenografia, jaką zaprojektowała dr Martyna Dworakowska. Ba, nawet tekst z fantastycznym finałem, w którym góruje absurdalny humor z takim choćby „motyłkiem”. Tak, nie mylicie się – mo-tyłkiem nie motylkiem. Skojarzenie trochę jak z koszar Wehrmachtu, w którym Dorst w 1944 roku służył, ale jednak to przecież polskie tłumaczenie. Jest też z dzisiejszego punktu widzenia nie do końca poprawna politycznie parodia Chińczyka – czy tego powinno się uczyć 5-latki? Dorośli porechocą, wszak przyszli się pobawić, ale czy wytłumaczą dzieciom, że to nie była bajka tylko czystej wody obraz rodziny dysfunkcyjnej???
Dlaczego? Otóż ów przesympatyczny król, który nawet mówiąc, że wszystko jest jego, łącznie z widokiem za oknem, bez wahania pozwala odejść wnuczce, bo nie akceptuje jej przyjaźni ze zwierzęciem – prawdopodobnie jedynym żywym stworzeniem, które darzy ona czystym uczuciem, nie wywołanym syndromem sztokholmskim, poczuciem obowiązku. Wnuczka Rozalinda podlega stuprocentowej deprywacji emocjonalnej. Czy zdecydowałaby się zamieszkać pod mostem, gdyby nie czuła, że jej potrzeby emocjonalne są nieważne? Jest niezrozumiana, niewysłuchana, potrzebna dziadkowi tylko jako lustro i jeszcze jeden skarb do posiadania. Jednocześnie – jest wyizolowana społecznie, de facto skrzywdzona nieakceptacją.
W bajkach zło zostaje ukarane. Owszem królowi giną przedmioty, nawet krajobraz, ale to tylko zwiększa paranoję starca. O wnuczce dawno zapomniał. Za to opowiadacz vel ściemniacz sufluje dziewczynie narrację, o biednym starym władcy. Oczywiście skruszy jej serce i Rozalinda nie tylko postanowi zaryzykować życiem przyjaciółki kury (wszak to przecież wciąż świeży materiał na rosół), ale nawet dokooptuje dwóch zapoznanych pod mostem proletariuszy, którzy stanowią szansę na przywrócenie dziadkowi humoru.
I jak przystało na wzorową rodzinę dysfunkcyjną – to dziecko przejmuje rolę bohatera. Stara się naprawić sytuację, czuje odpowiedzialność za funkcjonowanie dziadka – klasycznego sprawcy przemocy domowej. Jest współuzależnione od swojego oprawcy, ba, przyjmuje rolę dziecka-maskotki starając się rozładować napięcie poprzez żarty wspólnie z parą bezdomnych.
Przepraszam za spojler, ale niestety wszystko powraca do normy. Co więcej, król odzyskuje animusz i chce owych bezdomnych przegnać bez żadnego wynagrodzenia. Wszak takim jak on wszystko się przecież należy. Łaskawie pozwala zostać na zamku i dziecku i kurze, w której odkrywa funkcję zgoła nieprzeznaczoną dla wiedzy i wyobraźni 5-latków. Czy zafunduje Rozalindzie po takim finale terapię u dobrego psychologa, czy mała księżniczka kiedyś uwolni się od traumy wspomnień o kosztach obrony jedynej przyjaciółki i wolty, jaką uczyniła owa kura w finale?
Znakomita to sztuka i zagrana z prawdziwą pasją, ale morału w niej jak na lekarstwo, za to traum – do wyboru, do koloru. Dla mnie, biorąc pod uwagę niefrasobliwość niektórych rodziców, to kategoria wiekowa 18+. Dorosłym fanom teatru gorąco polecam.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz

