Czym jest underground i independent?
Białystok kocha festiwale. Te duże – jak Oktawa Kultur, te nieistniejące jak Halfway Festival, i te małe, jak trwający już festiwal Underground/Independent. Ale czym jest w ogóle ten cały underground?
Złośliwie można powiedzieć, że czymś, czego nie toleruje główny nurt kultury i sztuki. Zatem – skoro nie toleruje, to jak trafia na festiwal, do mediów? Czy wtedy jest rzeczywiście to sztuka niezależna? I tylko artysta głodny może być wiarygodny? Ważne, by mówił szczerze, nie mizdrzył się do publiczności, a jeśli jeszcze przy okazji uchyla furtkę do jakiegoś innego świata doznań, to tylko lepiej. A że wszystko już było – to już zupełnie inna sprawa.
W tym tygodniu Białostocki Ośrodek Kultury do niedzieli proponuje ciekawym takich obrzeży głównego nurtu kolejną już porcję przede wszystkim filmów i koncertów pokazujących zjawiska niezbyt znane, bądź wręcz określane jako niszowe, szczególnie pod różnymi szerokościami geograficznymi. W amerykańskim filmie rowerowa podróż po Południu USA jest przejawem alternatywy wobec konsumpcjonizmu, w Polsce taka podróż dla wielu, nie tylko zapalonych cyklistów, byłaby spełnieniem marzeń. Filmem o niespełnionym marzeniu jest na pewno dokument „Ucieczka na srebrny glob”. To opowieść o reżyserze Andrzeju Żuławskim, który chciał nakręcić polski film science-fiction „Na srebrnym globie” w czasach, kiedy Spielberg dopiero planował swoje gwiezdne wojny. Powstała scenografia, wizjonerskie kostiumy, zaangażowano gwiazdy polskiego kina i nagle… Przyszedł nakaz, by zdjęcia przerwać, a scenografię i kostiumy dosłownie zakopać… Dlaczego? Czy Kuba Mikurda znalazł odpowiedź na to pytanie będzie można się przekonać w niedzielę w kinie Forum na zakończenie festiwalu „Underground/Independent”. No fakt – komuniści wepchnęli ten film do podziemia, i to dosłownie.
Ze względu na ów festiwal trzeba polować na kolejny film Wesa Andersona, o lekko długachnym tytule „Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun”. I zdaje się, że choć można go też zobaczyć w multipleksach, dla wielu wyda się bardziej niszowym niż „Diuna” czy inne opowieści rodem nie z tego świata. Opowieścią ze świata możnych, zresztą opartą o bestsellerowy reportaż, jest szeroko reklamowany obraz „Dziewczyny z Dubaju”. Nakręciła go Maria Sadowska, autorka poruszającego „Dnia kobiet” i hitowej „Sztuki kochania” i biorąc pod uwagę, że chodzi o kupczenie usługami młodych kobiet, pewnie publiczność dopisze. A skoro już o skandalach mowa, sam Ridley Scott sfilmował losy rodziny Gucci, a że główne role grają Lady Gaga, Adam Driver, Jared Leto i Jeremy Irons – nie ma rady – trzeba wygospodarować czas, by „Dom Gucci” zobaczyć.
I to wcale nie jest koniec przebojowego weekendu. Bo Białostocki Teatr Lalek przygotował premierę „Garderobianego”. Przebojowy tekst Ronalda Harwooda (tego samego od scenariusza „Pianisty” Romana Polańskiego) wyreżyserował uwielbiany u nas Paweł Aigner. Na całym świecie „Garderobiany” jest przebojem, z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że będzie także wielkim magnesem dla dorosłej widowni naszych lalek.
Adepci lalkarstwa też nie próżnują, tylko zapraszają na spektakle koncerty piosenki aktorskiej „Ojczyzna moja”. Przypomną przeboje polskiego rocka lat 80., bo jakoś pasują im do roku 2021. I to dopiero jest wyjście z podziemia.
Pozostając w żartobliwym nastroju przypomnę tylko, że Teatr Dramatyczny gra „Boga mordu”, rewelacyjną sztukę Yasminy Rezy, tak samo popularną jak wspomniany „Garderobiany”, choć zdecydowanie lżejszą w odbiorze, na scenie kina Ton będzie też można zobaczyć Marka Cichuckiego jako błogosławionego księdza Michała Sopoćkę i Kamilę Wróbel-Malec jako Siostrę Faustynę.
Supraski Teatr Wierszalin przypomina swoje „Wziołowstąpienie”. Kto nie widział, może liczyć na nietypową w tym teatrze sporą porcję dobrej zabawy. Bo tekst, odwołujący się do lokalnych zwyczajów i przesądów, jest momentami bardzo śmieszny, choć i nie pozbawiony wulgaryzmów. Sceny zbiorowe momentami mogą kojarzyć się z „Umarłą klasą” Tadeusza Kantora, ale rzecz jest jednak lżejsza gatunkowo.
Poważny ciężar gatunkowy, a przede wszystkim historyczny, ma wznowiony na dużej scenie opery musical „Doktor Żywago”. O ile same piosenki nie są szczególnie przebojowe, to sfera wizualna, cała wielka epicka powieść Borysa Pasternaka, robi niezwykłe wrażenie. Opowieść o brutalnej rewolucji i wrażliwych ludziach wrzuconych w wir wojny domowej jest i piękna, i paradoksalnie, ponadczasowa. Polecam
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz