Dyskusja o ekologii przybrała w ostatnich latach charakter mody. Czysta woda – zdrowszy świat!
Będąc fanem praktycznych rozwiązań z sympatią przyglądam się ludziom, którzy wykonują swój wysiłek poza blaskiem fleszy, a ostatecznie poprawia on życie przeciętnego człowieka. Idealnym tego przykładem są naukowcy. Mówiąc o ekologii, najczęściej myślimy o powietrzu czy lasach. Prof. dr hab. Joanna Karpińska udowadnia badaniami jak istotnym, a traktowanym niekiedy po macoszemu elementem, jest woda.
Przyzwyczailiśmy się do myślenia o oczyszczalniach jak o miejscach, w których filtrowana woda dostaje się z powrotem do obiegu społecznego. Co jednak dzieje się z tą usuwaną? Jest dodawana do rzek i zbiorników wodnych, więc naturalną koleją rzeczy użytkują ją ryby i inne organizmy wodne. Te zaś coraz częściej trafiają na nasze stoły. Biorąc więc pod uwagę, że procesy chemiczne w oczyszczalniach pozwalają na efektywność usuwania związków organicznych (np. bisfenolu A używanego przy produkcji tworzyw sztucznych) w granicach nawet 99%, to pozostaje nam złośliwy 1%, który towarzyszy wodzie w dalszym obiegu. Niskie, ale utrzymujące stały kontakt z organizmem stężenie skutkuje długofalowo. Zaburzenia hormonalne doprowadzają do feminizacji ryb i żab, co negatywnie wpływa na rozrodczość pewnych gatunków oraz destabilizuje geny, zwiększając częstotliwość występowania wad wrodzonych.
Analizując sytuację powierzchownie, można dojść do wniosku, że człowiek nie ma z tego tytułu bezpośrednich nieprzyjemności. Nic bardziej mylnego! Jak informuje prof. Karpińska, związki z grupy EDCs kumulują się w łańcuchu pokarmowym. Innymi słowy, spożywając organizmy wodne zanieczyszczone szkodliwymi substancjami do naszych żołądków trafia już spora dawka EDCsów. Wśród naukowców są uzasadnione podejrzenia, że długotrwałe narażenie człowieka na przyjmowania tych związków może prowadzić do otyłości, cukrzycy i innych chorób cywilizacyjnych, gdyż nagromadzenie ich w organizmie powoduje zaburzenie jego prawidłowego funkcjonowania.
Oczyszczanie ścieków z wysoką efektywnością jest obecnie możliwe już na poziomie oczyszczalni. Takie zabiegi wymagają jednak np. adsorpcji na węglu aktywnym, co jest możliwe jedynie przy zamontowaniu dodatkowych instalacji, a niesie to koszty przekraczające doraźne możliwości instytucji. Niebagatelny problem powstaje także po zastosowaniu wysokoefektywnych metod, ponieważ zbierają się odpady wymagające odpowiedniej degradacji. Prof. Karpińska podjęła się zatem misji znalezienia tańszej i przyjemnej środowisku metody! Szansą na lepsze i ekologiczne oczyszczanie wód ze związków endokrynnych jest zastosowanie roślin pływających. Skuteczność pomysłu pani profesor jest jednak tylko elementem większego projektu. Zespół zbada, jak rośliny reagują po dłuższym kontakcie ze związkami, czy substancje zaburzają ich rozwój lub procesy życiowe. Ostatecznie istotne jest również pytanie o samoabsorpcję związków przez rośliny. Endokryny zostaną rozłożone czy skumulują się w tkankach „pochłaniaczy”?
Już teraz kibicujemy zespołowi prof. Joanny Karpińskiej. Jeśli wyniki okażą się pozytywne, może czekać nas prawdziwy przełom w oczyszczaniu wód w sposób ekonomiczny oraz ekologiczny, a co za tym idzie – będziemy zdrowsi tanio i skutecznie!