Portugalski Erasmus. DJ na schodach kościoła i parada studentów.
…Udaliśmy się do „Majestic Cafe”- jednej z najbardziej eleganckich kawiarni w Porto. Podobno właśnie w tym miejscu J.K. Rowling zaczęła pisać pierwszą część „Harrego Pottera”.
Opowieść Kornelii Waraksy w odcinkach – część piąta
Impreza urodzinowa
W dniu moich urodzin przybyliśmy do Covilhii ledwo żywi. Wieczorem planowałam małą imprezę w pokoju. A póki co czekały nas zajęcia.
„Nic się nie stanie, jeśli na nie pójdę” – pomyślałam i wybrałam sen w ciepłym łóżeczku. Wybór podyktowany był potrzebą dobrego samopoczucia wieczorem. Plan na urodziny wyglądał tak: siedzimy w pokoju, czekamy na ochroniarza i idziemy na miasto.
Nastał wieczór i ludzie zaczęli przychodzić. I nie było nic w tym dziwnego, że było ich trochę więcej niż się spodziewałam… Pogadaliśmy, potańczyliśmy, odpaliliśmy karaoke i o północy, zgodnie z planem, zawitał do nas ochroniarz z prośbą o zakończenie tej uroczystości. Uszanowaliśmy to i wyszliśmy.
Na mieście miło spędziliśmy czas. Żadnych skręconych kostek czy zgubionych telefonów… Urodziny zaliczyłam do udanych.
DJ na schodach kościoła
Parę dni później w mieście odbywała się Serenata. To jedna z najważniejszych akademickich uroczystości w Covilhii. Rytuał przejścia, po którym uczniowie będą mogli schować peleryny. Ceremonia odbywała się o północy, na terenie najwyżej umiejscowionego kościoła w mieście. Tysiące uczniów ubranych w ciemne peleryny, zgromadzonych w jednym miejscu – wyglądały zjawiskowo! Początkowo wszystko przebiegało bardzo dostojnie. Orkiestra grała poważne utwory, ktoś przemawiał. Nie bardzo rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi?
Po upływie około dwóch godzin zamarłam ze zdziwienia. Na schodach kościoła rozłożył się DJ i zaczęła się nocna dyskoteka na powietrzu!
Przyzwyczaiłam się już do tego, że w tym mieście wszystko dzieje się bardzo późno. Nawet uroczystość szkolna w środku nocy – to była norma. Ale totalnie nie spodziewałam się takiego zakończenia tego święta. Po kolejnych dwóch godzinach tańczenia, wróciłam ze znajomymi do akademika. I oczywiście impreza trwała dalej.
Parada studentów
Kolejnym dużym studenckim wydarzeniem była Latada, czyli parada studentów. Dzień był deszczowy. Nie przeszkodziło to nam jednak w dobrej zabawie. Ulice miasta były całkowicie zatłoczone, wszędzie pełno ludzi. Wszyscy krzyczeli, śpiewali, tańczyli oraz pchali przed sobą maszyny i pojazdy zbudowane z przypadkowych materiałów. Uczestnicy projektu Erasmus również mieli tam wyznaczoną strefę. Większość z nas miała na twarzach wymalowane flagi swojego kraju, więc poznaliśmy jeszcze więcej osób i jeszcze więcej narodowości. Parada przemieszczała się w kierunku centrum miasta, gdzie odbywał się wielki finał. Wyglądał on nietypowo. Wszystkie stworzone przez studentów konstrukcje, niszczono na środku dużego ronda.
Czas na Porto
W drugiej połowie października oczekiwałam na przyjazd rodziców. Zaplanowali oni pobyt w Porto i tam też się umówiliśmy na spotkanie. Kilku znajomych z akademika, również wybierało się tam na wycieczkę. Tak więc w porannych godzinach wsiedliśmy w busa i ruszyliśmy.
Kiedy dojechaliśmy do Porto, miałam jeszcze parę godzin oczekiwania na przyjazd rodziców. Poszliśmy więc do restauracji na tradycyjną regionalną potrawę – Francesinhe.
Jest to wielka kanapka, z dużą ilością mięsa w środku: szynką, stekiem, parówkami. Pokryta roztopionym serem i sosem pomidorowym, podawana również z frytkami. Innymi słowami – prawdziwa bomba kaloryczna!
Wino „vintage”
Potem wybraliśmy się z chłopakami do winiarni. Mieliśmy przewodnika, który z zaangażowaniem opowiadał o różnych rodzajach wina. W zasadzie nie było tam do oglądania nic, oprócz wielkich beczek. Najbardziej utkwiła mi w głowie historia o winie „vintage”, które leży w beczce jedynie 2 lata, a dojrzewa w butelkach ponad 20 lat!
Po wyjściu z winiarni mieliśmy nawet plan, aby każdy z nas kupił ten rodzaj wina. Wszystko po to, aby go pewnego dnia wspólnie wypić w Covilhii. Kiedy będziemy odwiedzali swoje dzieci, które w przyszłości przyjadą tu w ramach „Erasmusa”.
Wreszcie odłączyłam się od grupy i poszłam spotkać się z rodzicami. Porto bez wątpienia jest jednym z najładniejszych miast, jakie widziałam. Każda uliczka ma w sobie coś wyjątkowego. Rzeka w centrum miasta robi wielkie wrażenie. Każdy zaułek jest piękny. Idąc mostem ponad rzeką widać całą piękną panoramę miasta.
Szlakiem Harrego Pottera
Następnego dnia zrobiliśmy z rodzicami mini wycieczkę szlakiem Harrego Pottera. Początkowo udaliśmy się do „Majestic Cafe”- jednej z najbardziej eleganckich kawiarni w Porto. Podobno właśnie w tym miejscu J.K. Rowling zaczęła pisać pierwszą część „Harrego Pottera”. Zamówiliśmy kawę odmawiając deseru, gdyż ceny… robiły wrażenie.
Studenci w Porto, tak jak w Covilhii, noszą długie czarne szaty, jako mundurki szkolne. Okazało się, że podobieństwo do peleryn z „Harrego Pottera” nie było przypadkowe. To właśnie okrycia portugalskich uczniów zainspirowały autorkę.
Idąc wąskimi, stromymi uliczkami w Porto, można było się poczuć, jak na ulicy Pokątnej. Odwiedziliśmy również piękną księgarnię z zakręco10nymi schodami ” Livraria Lello”. Była ona inspiracją zarówno wnętrza Hogwardu wraz z ruchomymi schodami, jak i biblioteki w nim.
Kolejnego dnia rodzice odwieźli mnie do Covilhii. Pokazałam im, jak mi się tam żyje. I przyszedł czas rozstania. Wkrótce odjechali na lotnisko…
Kornelia WaraksaStudiuje Informatykę na Politechnice Białostockiej.
Jej marzeniem jest znalezienie pracy, z której będzie czerpała przyjemność. Ciągle jest na etapie poszukiwania dziedziny, w której będzie czuła się dobrze. Liczy, że angażując się w organizacje studenckie, poznając ludzi i wyjeżdżając na Erasmusa – poszerzy horyzonty. A to ułatwi jej podjęcie decyzji, co będzie robić w przyszłości.