Dr hab. Jacek Malinowski wyreżyserował spektakl „Amelka, Bóbr i Król na dachu”

Amelka, Bóbr i Król na dachu, fot. Jerzy Doroszkiewicz
Amelka, Bóbr i Król na dachu, fot. Jerzy Doroszkiewicz

Zakochany Bóbr, cwana macocha, ojciec z demencją, gadające owoce i warzywa oraz dobra wróżka, czyli jak Tankred Dorst odczytuje Kopciuszka. „Amelka, Bóbr i Król na dachu” w Białostockim Teatrze Lalek w reżyserii dr. hab. Jacka Malinowskiego porywa rozmachem inscenizacji, a i dorośli widzowie znajdą momenty do uśmiechu.

Na pozór – to zwykła bajka wzorowana na klasycznej historii z Włoch, bardziej znanej w wersji niemieckiej, a i po wielokroć sfilmowana. Ale w wersji Tankreda Dorsta nacisk przeniesiony jest na promocję współpracy, empatię i promocję dobra. Owa promocja ma wymiar dowcipny, nienachalny, łatwy do strawienia. Nic zatem dziwnego, że od premiery w 1999 roku – sztuka triumfuje na scenach teatrów grających dla młodej widowni. A sam reżyser adaptacji a.d. 2024 widział przecież wcześniejszą wersję na tej scenie. A że tempus fugit, dziś ówczesna Amelka jest Dojrzałą Gruszką – przezabawną, porywającą i pełną seksapilu Iwoną Szczęsną. A dr hab. Jacek Malinowski, jak na dyrektora przystało, wykorzystuje przestrzeń całego teatru. Kos vel Tajny Radca – znakomicie obsadzony Piotr Wiktorko niemal fruwa z balkonów na proscenium, znajdzie się tam miejsce dla dojrzałego owocu i warzywa z tajemnicą. Tradycyjnie już znakomitą postać złej macochy Frygi kreuje prof. Sylwia Janowicz-Dobrowolska. Mocny głos i poziom nienawiści do świata pomieszanej z chytrością bawią, tumanią, przerażają. Jej leniwa córka Mruksa jako żywo przypomina rozkapryszoną i nie ma co ukrywać – wredną jedynaczkę, zaś kiedy Magdalena Ołdziejewska zamienia się w Wielką Pokrzywę – etiuda z liśćmi na tyczkach robi wizualne wrażenie.

Dzieciaki podbija Jacek Dojlidko jako pies Szino Pantaleon. No i to do niego należy szczekający finał. Agnieszka Sobolewska jak zawsze uwodzi tym razem jako dobra Wróżka Lulejka, a Ewa Żebrowska jako Dynia z Dojrzałą Gruszką tworzą wyborną i barwną parę. Scenografia – celowo minimalistyczna, acz wycyzelowana przez wizję Martyny Dworakowskiej nie przesłania baśniowego rollercoastera. No i wreszcie główna para bohaterów.

Ona – Amelka – Agata Stasiulewicz – trafiona, zatopiona. Kiedyś była Wendy i praktycznie nie zdarza się jej położyć roli. Tu ucharakteryzowana na współczesną hipiskę czy jak to się mówi – aktywistkę – ma w sobie autentyczne pokłady pozytywnej energii. A przy tym, niczym współczesna ikona – prof. Simona Kossak, rozumie głosy zwierząt i nikogo nie dyskryminuje. Wszak najlepszym przyjacielem Amelki jest niezbyt odważny, acz zakochany Bóbr. Maciej Zalewski w okularach i z fryzurą urzędnika z czasów PRL-u to genialne mrugnięcie okiem do dziadków i babć, które przyjdą ze swoimi pociechami do teatru. A kiedy, jak przystało na dobrą baśń, przejdzie metamorfozę – w roli playboya wywołuje salwę śmiechu. Odrobina pieprzyku pojawia się w egzemplifikacji marzeń o konsumpcji artykułowanych przez wspomnianą Dojrzałą Gruszkę.

Paradoksalnie, w mojej opinii, najnudniejszym fragmentem jest ucieczka przed sową, która może urwać głowę. Zdaje się, że dzieciaki podczas premierowego spektaklu jakoś nie chowały się pod fotele. No i jest on – Król, który schodzi z dachu. Stary, zniedołężniały, zdziwaczały, raczej z demencją niż charyzmą. Krzysztof Pilat to kolejny obsadowy strzał w dziesiątkę. A sama baśń może być niezłym pomostem do wiedzy o tym, z czym może się wiązać starość naszych najbliższych. Że nagle mogą zapominać, nie rozpoznawać bliskich. Zdaje się, że Tankred Dorst po cichutku przygotowuje dzieci i na taką ewentualność.

Dr hab. Jacek Malinowski zamówił muzykę u Antanasa Jasenki, nie nadużywa multimediów, za to potrafi przekonać dzieciaki, że wróżka może spać w wodzie, a kiedy trzeba – to i prawdziwej wody jednej z aktorek nie pożałuje. Doskonale zna swój zespół – każda decyzja obsadowa jest po prostu w punkt i każdy aktor ma szansę pokazać z jak najlepszej czy najgorszej – w przypadku złych charakterów – strony.

„Amelka, Bóbr i Król na dachu” to spektakl typowo familijny. Starsi przypomną sobie czasy niewinnego dzieciństwa, młodsi nauczą się kochać przyrodę i zwierzęta, wszyscy uruchomią swoją wyobraźnię i poczują pełnią zmysłów magię teatru. Powrót do tytułu po ćwierć wieku, w tym samym przekładzie Jacka Stanisława Burasa, to bardzo dobra decyzja.

#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz

× W ramach naszego serwisu www stosujemy pliki cookies zapisywane na urządzeniu użytkownika w celu dostosowania zachowania serwisu do indywidualnych preferencji użytkownika oraz w celach statystycznych.
Użytkownik ma możliwość samodzielnej zmiany ustawień dotyczących cookies w swojej przeglądarce internetowej.
Więcej informacji można znaleźć w Polityce Prywatności
Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z ustawieniami przeglądarki.
Akceptuję Politykę prywatności i wykorzystania plików cookies w serwisie.