Fikcyjny dokument w prawdziwym siedlisku kultury

„Kukułka. Fikcyjny dokument”,fot. Jerzy Doroszkiewicz

Fikcyjne dokumenty w teatrach i na wielkim ekranie to propozycje na pierwszy majowy weekend – nie tylko w Białymstoku.

Skoro majówka kojarzy się z wyjazdami na łono natury, trudno nie zaproponować takiej właśnie wycieczki turystyczno-kulturalnej do niezwykle urokliwego miejsca. Kto raz odwiedził Siedlisko Kultury Solniki 44 ten po prostu chce tam wracać. Najpierw jazda przez las z duszą na ramieniu, czy zawieszenie nie zostanie w jakimś wykrocie, a później fantastyczna atmosfera z ogniskiem i urządzeniami do zabawy dla dzieci. No i stodoła, w której już 4 i 5 maja Grupa Coincidentia/Figurentheater Wilde & Vogel/Lehmann und Wenzel/Łukasz Kos przedstawią „Kukułkę. Fikcyjny dokument”. Odlotowy spektakl to  świetny przegląd form teatralnych – od paradokumentalnego filmu, przez scenki rodzajowe, po wirtuozerską animację.

Tytułowy – zegar z kukułką – staje się bramą do innego świata. Świata wyobraźni, wspomnień, zapomnianych legend i przemilczanych cudów. Świata, w którym lepiej nie pytać o wykopane w lesie kości, a kontakt z urzędnikiem w sprawie zakupu działki po dawnej zabłudowskiej synagodze gościom zza zachodniej granicy jawi się prawdziwą drogą przez mękę. Prezentacja sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z jakąś kryminalna historią. Aktorzy w pewnym momencie improwizują, spierając się, czy odnalezione czyjeś prywatne zdjęcia mogą grać w sztuce.

Kiedy bohaterowie „Kukułki” zjedzą, obejrzą mecz a za oknem zapadnie zmrok – obudzą się koszmary. I tu do akcji w ulubionej przez widzów roli – marionetkarza – wkracza Michael Vogel. Jego pająk, któż wie czy nie jadowity, spaceruje po mniej lub bardziej pogrążonych w letargu mieszkańcach owego domu. Wcześniej zdumieni widzowie zauważą, że z zegara z kukułką wyjdzie niewielkie monstrum, zaś złowieszczo wyglądające ptaszysko – wszystko w typie klasycznych dla Vogla lalek – będzie chciało posiąść we władanie figurkę Matki Boskiej. Oczywiście symbolizuje ona pamięć o zabłudowskim cudzie i, jak przystało na dokument, nawet fikcyjny, uważny widz usłyszał wcześniej, że ówczesna bohaterka objawienia Jadwiga, nadal mieszka w miasteczku, ale nie chce o tym mówić. Bezpłatne pokazy już 4 i 5 maja. Do Solnik zapraszają Dagmara Sowa i dr hab. Paweł Chomczyk.

Fikcyjnym dokumentem można też określić rewelacyjne „Pustostany” – książkę Doroty Kotas, który z pomocą reżysera Waldemara Wolańskiego brawurowo gra na scenie Białostockiego Teatru Lalek dr Łucja Grzeszczyk.

Kolejny fikcyjny dokument to tekst Érika-Emmanuela Schmitta „Pani Pylińska i sekret Chopina”, w którym znany pisarz przywołuje swoja polską nauczycielkę muzyki, a przy tym zastanawia się nad sensem muzyki – nie tylko Chopina. Czy rzeczywiście dziewięciolatek musiał słuchać tyrad o muzyce i o artystach, takich jak Liszt, Maria Callas czy George Sand – nie dowiemy się pewnie nigdy, za to utrzymane w lekkim tonie przedstawienie wciąga, mimo ascetycznej scenografii.

Całkowitą fikcją jest na pewno przezabawny „Czerwony Kapturek” na scenie BTL-u, za to w „Lirykach lozańskich” w Teatrze Wierszalin, baśnie mieszają się z gorzkim osądem życia. Wszak leją się „łzy czyste, rzęsiste”.

Wielbiciele kina akcji zobaczą na wielkim ekranie Ryana Goslinga jako kaskadera, a partneruje mu Emily Blunt. Kto lubi się bać, szczególnie pająków, będzie musiał sobie poradzić z „Gniazdem pająka”. Uprzedzam – tytułowy stwór będzie pożerał i zwierzęta i ludzi.

Wracając do tematu fikcyjnych dokumentów – 4 maja można będzie zobaczyć przedpremierowo film „Monster”, czyli opowieść o konsekwencjach szkolnej bójki widzianą oczami matki, nauczyciela i chłopca. Emocje filmowe potęgowane są przez najwyższej próby ścieżkę dźwiękową, będącą ostatnią pracą nagrodzonego Oscarem wybitnego kompozytora Ryuichiego Sakamoto.

Czy czarno-białe filmy kojarzą się dziś z filmami dokumentalnymi? Włoski film „Jutro będzie nasze” rozgrywa się w podnoszącym się z kryzysu powojennym Rzymie i nawiązuje do dzieł neorealizmu, w szlachetną tradycję wkłada jednak współczesne treści. Bo „Jutro będzie nasze” mówi o zbiorowym przebudzeniu, o kobietach, które jako pierwsze odważyły się przeciwstawić dziedzictwu przemocy. Film we Włoszech wyprzedził w tamtejszym box office nawet „Barbie” Grety Gerwig i „Oppenheimera” Christophera Nolana.

Takie kino

#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz

× W ramach naszego serwisu www stosujemy pliki cookies zapisywane na urządzeniu użytkownika w celu dostosowania zachowania serwisu do indywidualnych preferencji użytkownika oraz w celach statystycznych.
Użytkownik ma możliwość samodzielnej zmiany ustawień dotyczących cookies w swojej przeglądarce internetowej.
Więcej informacji można znaleźć w Polityce Prywatności
Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z ustawieniami przeglądarki.
Akceptuję Politykę prywatności i wykorzystania plików cookies w serwisie.