Kulturalne podróże z miasta i po mieście
Lato, deszczowe czy upalne, pozostaje na razie czasem, kiedy wszyscy prześcigają się w organizacji festiwali – dłuższych, krótszych, w pomieszczeniach i na świeżym powietrzu.
Ponieważ w Podlaskie raczej nie przyjadą gwiazdy światowego formatu, nawet jeśli ulewa zmusi organizatorów do odwołania koncertu – wielkiej biedy nie będzie. Bardziej stracą muzycy, bo przecież wielu chodzi nie tylko o honoraria, ale też kontakt z żywą publicznością niż publiczność – w regionie przyzwyczajona do plenerowych koncertów za darmo. W ten weekend w sobotę zmierzą się z pogodą organizatorzy bardzo ciekawego festiwalu Wigrosfera na plaży w Starym Folwarku i Festiwalu Przebudzonych Tutaka, który na część muzyczną zaprosił fanów również na sobotę na polanę Boryk koło Gródka.
Te miejsce pewnie wielu osobom kojarzy się z legendarnym festiwalem Basowiszcza. I to skojarzenie ze wszech miar słuszne, bowiem kolejne pokolenie polskich Białorusinów chce mieć swoją imprezę muzyczną, ale też zaangażowaną społecznie. Mierzą się z pomysłem, jakiemu sekundował choćby profesor Leon Tarasewicz i mają rację, bo natura pustki nie lubi. Szczególnie, że wcześniej owe Basowiszcza dla wielu zespołów z Białorusi były jedyną okazją do zagrania swojej muzyki bez łukaszenkowskiej cenzury. Wielu wracało na polanę Boryk co roku, a i pobliscy mieszkańcy chętnie zasiadali na ławeczkach naturalnego amfiteatru.
Muzykę, słowo i teatr łączy w sobie drugi zaledwie festiwal „Między wierszami”. Po premierze spektaklu „Tańczyć Konrada” na supraskiej scenie po raz pierwszy pojawi się sztuka w reżyserii Rafała Gąsowskiego (na zdjęciu w spektaklu „Nie-Boska Komedia”) „Panie Malczewski”. Chodzi tu o nie do końca zbadaną postać Antoniego Malczewskiego uznawanego za prekursora polskiego romantyzmu. Poznał on osobiście czołowego angielskiego romantyka – lorda Byrona, był też zwolennikiem tak zwanego mesmeryzmu opartego o magnetyzm zwierzęcy. Z nauką miało to niewiele wspólnego, więcej z hipnozą, a właściwie szarlatanerią, ale widać było twórcom romantyzmu potrzebne. Chociaż ów Antoni Malczewski potrafił też twardo stąpać i to po skałach, skoro 4 sierpnia 1818 roku jako pierwszy Polak (i szósta osoba na świecie) wszedł na szczyt Mont Blanc.
W literaturze zasłynął jako autor pierwszej polskiej powieści romantycznej – „Maria”, opartej zresztą o prawdziwą historię zamordowania pierwszej żony Szczęsnego Potockiego, zgładzonej na polecenie przeciwnego małżeństwu teścia. Scenariusz Anny Wieczorek to synteza wątków biograficznych Malczewskiego oraz najważniejszych fragmentów jego powieści poetyckiej, które pozwalają zanurzyć się w historię śmiertelnie chorego człowieka, poszukującego prawdy o istocie człowieczeństwa i ucieczki przed przeznaczeniem.
W spektaklu według Instytutu im. Jerzego Grotowskiego, gdzie miejsce miała premiera „Pana Malczewskiego” wrażenie poteguje ekspresyjna grą aktorów – Rafała Gąsowskiego i Katarzyny Wolak-Gąsowskiej, którzy w symbolicznej scenografii Izabeli Stronias rozgrywają psychodeliczną grę pomiędzy kobietą i mężczyzną, mierząc się z paradoksami ludzkiej egzystencji, niezmierzoną siłą miłości, tajemnicą przeznaczenia oraz wiarą w oczyszczającą moc cierpienia. Aktorom, jako trzeci głos w dialogu, towarzyszy muzyka Adriana Jakucia-Łukaszewicza. Jej ekspresja zbudowana jest na kontrastujących ze sobą odcieniach emocji: dramatyzm sąsiaduje z liryzmem, patos z wyciszeniem, radość ze smutkiem i wreszcie miłość z samotnością.
Wprost o miłości mówi też film „Na chwilę, na zawsze”. Według informacji producentów to historia romansu idolki nastolatków i popularnego niegdyś piosenkarza. Pola (Martyna Byczkowska) jest u szczytu popularności – w wieku zaledwie 22 lat wypełnia sale na swoich koncertach i odnosi ogromne sukcesy w branży muzycznej. Pewnego dnia, po jednym ze swoich występów, dziewczyna pod wpływem alkoholu doprowadza do wypadku samochodowego. Aby wyciszyć sprawę, ojciec (Ireneusz Czop), a zarazem menadżer gwiazdy umieszcza ją w ośrodku terapii i leczenia uzależnień, gdzie piosenkarka zostaje zmuszona do pracy społecznej. Wkrótce poznaje tam Borysa (Paweł Domagała) – charyzmatycznego instruktora, słynącego z niekonwencjonalnych metod pracy. On również był kiedyś popularnym muzykiem, ale wpadł w pułapki wczesnej sławy. Mimo początkowej nieufności, para zbliża się do siebie dzięki wspólnej muzycznej pasji. Niestety na drodze rodzącego się uczucia stają skrywane tajemnice z przeszłości Borysa i wisząca na włosku kariera Poli. Czy będzie to romans na miarę jednej z wersji „Narodzin gwiazdy”, czy kolejna polska komedyjka z Pawłem Domagałą przekonamy się już w ten weekend. Filmem o akceptacji swojego ciała po 60. Roku życia jest wysoko oceniany „Powodzenia, Leo Grande”. Kina ciągle też grają „Elvisa” i dokumentalny film „Ennio” o wielkim kompozytorze filmowym Ennio Morricone.
Warto też ruszyć w miasto, by zobaczyć, jak opowieść o domu kreują wykładowcy z Katedry Sztuk Projektowych Wydziału Architektury Politechniki Białostockiej w Galerii im. Sleńdzińskich przy Legionowej 2, jaki Manhattan odkrył Andrzej Strumiłło na wystawie w Galerii Fotografii przy Wiktorii 5, czy zbiorową wystawę „Odszkolnić” w Galerii Arsenał.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz