Michał Znaniecki wyreżyserował Dyptyk wielkanocny „Via Crucis/Cavalleria rusticana” na dużej scenie Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku
Oratorium „Via Crucis”, jakie Paweł Łukaszewski skomponował na przełomie XX i XXI wieku i opera werystyczna z końca XIX wieku połączone w jedno widowisko wyreżyserował na dużej scenie Opery i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku Michał Znaniecki.
Połączyć dwa różne dzieła, dwie różne tradycje? Na taki pomysł wpadła prof. Violetta Bielecka, dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej, a przy tym kierownik chóru. To ona wszak przygotowała w 2002 roku chór „Cantica Cantamus” do prapremierowego wykonania „Via Crucus” właśnie w Białymstoku, trudno się zatem dziwić, że sięgnęła po te dzieło po dwóch dekadach – tym razem mając do dyspozycji potężną i niezwykle zaangażowaną ekipę profesjonalnych śpiewaków. I od pierwszych taktów dzieła to właśnie chór, znakomicie rozpisany na głosy przez Pawła Łukaszewskiego, przykuwa uwagę.
Michał Znaniecki połączył obydwa dzieła udziałem bohaterów opery w misterium Drogi Krzyżowej, stąd na samym początku widzimy zasygnalizowane błękitnymi kawałkami materii symboliczne wchodzenie w role uczestników inscenizacji. Inscenizacji niezwykle prostej, ale też mogącej zrobić wrażenie ogromnymi rzeźbami wtaczanymi na scenę, wzorem rzymskich wojsk, czy atrakcji fundowanych gawiedzi w wiekach średnich i dziś – przez teatry uliczne. Przy niektórych stacjach pojawiają się również tancerze – ich choreografią zajęła się Inga Pilchowska. Czy takie wzmocnienie biblijnego tekstu jest akurat potrzebne – z pewnością, podobnie jak podczas misteriów ulicznych – każdy będzie miał własne zdanie. Reżyser, znając obiekt i możliwości ekipy technicznej, nie tylko zaprojektował kostiumy i grę świateł, ale też wykorzystuje potencjał ruchomych części dużej sceny – finał „Via Crucis”, kiedy narrator (podczas premierowego spektaklu kreowany przez Ryszarda Dolińskiego) staje się na powrót proboszczem, robi wielkie wrażenie. Paweł Łukaszewski, przy niezaprzeczalnym talencie do przekuwania dzieł o charakterze religijnym w dzieła muzyczne (cytaty z polskich pieśni wielkopostnych czy kolędy „Jezus malusieńki) jest prawdziwym szczęściarzem, mogąc słyszeć swoją kompozycję w takim anturażu, z rewelacyjnym chórem i czujnie poprowadzoną, przez Massimiliano Caldiego, orkiestrą. Szczęście na twarzy kompozytora tuż po zakończeniu dzieła było po prostu widoczne.
Massimiliano Caldi zapis „Cavalleria rusticana” Pietra Mascagniego zbadał z naukową starannością. W Białymstoku zadeklarował, że chce trzymać się wizji kompozytora. I uruchomił w całym zespole orkiestry Opery i Filharmonii Podlaskiej najczulsze struny, nie rezygnując przy tym z dynamiki i olbrzymiego ładunku emocji. W premierowej inscenizacji w roli Santuzzy wystąpiła pochodząca z Ukrainy Iryna Zhytynska. Niewątpliwy talent dramatyczny, wiarygodne wcielenie się w postać zdradzonej i odtrąconej kobiety, podkreślone pięknie brzmiącym mezzosopranem, czynią z urodzonej w Stanisławowie (dziś Iwano-Frankiwsk) artystki absolutną gwiazdę tej inscenizacji. Gra ciałem, spojrzeniem, przykuwa uwagę samą swoją obecnością, nawet kiedy w tle trwa w najlepsze biesiada.
Iryna Zhytynska na scenie fantastycznie współpracuje z wielką divą światowej opery – Małgorzatą Walewską. Sławna mezzosopranistka jest także wyśmienitą aktorką operową. Jej Lucia jest twarda, stanowcza, aż do dramatycznego finału.
Jednym ze szwów łączących „Via Crucis” z „Rycerskością wieśniaczą” jest zupełnie nowa postać – brata Turiddu. Podczas premiery wcielił się w nią śpiewający obszerne partie Drogi Krzyżowej Jan Jakub Monowid, w „Cavallerii” jest świetnie oświetlonym obserwatorem widowiska, w którym główną rolę odgrywa woźnica Alfio i wyobrażenie jego pracy. Obserwatorem, który zarazem jest zwiastunem mającej nastąpić w finale tragedii. Ta część inscenizacji, z wykorzystaniem figur koni, baletu, w ciągłym ruchu to choreograficzna perełka – szczególnie iż tancerze przyodziani są w anielskie skrzydła same z siebie także poruszające się w rytm przebojowych nut Mascagniego.
Monika Ziółkowska jako premierowa Lola, podobnie jak Małgorzata Walewska, niewiele ma partii do zaśpiewania, więcej do zagrania. A że jej postać symbolizuje zdradę i wyuzdanie – w odpowiednim kostiumie na scenie opery czuje się jak ryba w wodzie, a przy tym może zrobić do widza oko, by przełamać dramatyczne momenty spotkania twarzą w twarz ze zdradzoną Santuzzą.
Ukraiński tenor Nazari Kachala (urodzony w przedwojennym Złoczowie) jako Turiddu i Mariusz Godlewski i baryton Mariusz Godlewski jako Alfio operują fantastycznymi głosami. W libretcie ich role zdecydowanie ustępują ciężarem gatunkowym rolom pań, stąd też może bardziej zapamiętujemy postaci żeńskie. Ciężar dramatu przełamuje też narrator z „Via Crucis”, który w „Cavalleria rusticana” jest wesołym, i zdaje się chciwym, proboszczem. Wystarczy spojrzeć na wyraz twarzy Ryszarda Dolińskiego, który odbiera klejnoty od Lucii, by poprawić sobie humor na dłuższą chwilę.
Michał Znaniecki, przy niewątpliwej współpracy z dyrektor opery – Violettą Bielecką, zebrał imponującą obsadę swojego „Dyptyku”, gdzie każda z partii chóru jest prawdziwą perłą. Te perły oprawia kunsztem dyrygenckim Massimiliano Caldi, a że muzyka „Cavallerii rusticany” to wręcz rewia przebojów mogąca śmiało się kojarzyć z pieśniami neapolitańskimi wykonywanymi przez trzech tenorów (choć akcja dzieje się na Sycylii) – całość robi olbrzymie wrażenie, nie tylko na miłośnikach opery. Warto zobaczyć, usłyszeć, przeżyć.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz
Czytaj też: Dyptyk wielkanocny na dużej scenie OiFP