Mickiewicz rządzi
Kiedy jesteśmy na półmetku wakacji – tych klasycznych – które kończy symboliczny szkolny dzwonek 1 września, chciałoby się zapomnieć o szkole. Tymczasem okazuje się, że to szkolna lektura może być przyczyną największych emocji.
Któż nie lubi się śmiać, któż nie lubi się bać? Któż czasem, szczególnie podczas wakacji, nie pozwala sobie na odrobinę wygłupów? Ale co ma z tym wspólnego Mickiewicz? Ten Mickiewicz? Ano więcej, niż mogliśmy się spodziewać.
Na pewno po dwóch wiekach głos Adama Mickiewicza, przyszłego wieszcza, usłyszał w supraskiej ostoi sztuki Piotr Tomaszuk. I jakby zupełnie od niechcenia wyreżyserował… „Ballady i romanse”. Czy wyreżyserował to właściwe słowo? A może po prostu odkrył na nowo dawno zapomniany sens tytułu zbioru rymów w których to i będzie chłopiec piękny i młody, i zbójców dwunastu, i Mefistofeles, i zbrodnia niesłychana. Cóż to za odkrycie? Ano usłyszenie niezwykłej muzykalności, śpiewności fraz młodego Mickiewicza. Potwierdzenie, że balladę się śpiewa, by łatwiej snuć opowieść, a romans ma przy tym wzbudzić emocje, najlepiej wycisnąć łzy czy pozostawić w zadumie.
Premierowe pokazy spektaklu „Ballady i romanse” udowodniły, jaki potencjał tkwi w szkolnej lekturze. Piotr Tomaszuk bawi do łez inscenizując „Świteziankę”, kuje żelazo póki gorące, dając w ręce młoty aktorom odgrywającym a to dziatki, a to zbójców w „Powrocie taty”, by za chwilę groźny artefakt zamienić na oczach widza w kielich, na dnie którego objawi się Mefistofeles. Zaiste – taka sztuczka mogła udać się tylko w wyobraźni Mickiewicza i na scenie Teatru Wierszalin, bo skoro padło imię i nazwisko Piotra Tomaszuka, bardziej zorientowani wielbiciele teatru od razu wiedzą o jaką scenę chodzi.
A na niej – mimo szczątkowych dekoracji – dzieje się wiele. Bo oprócz recytacji, śpiewów na głosy i solo mamy też uwijających się Adriana Jakucia-Łukaszewicza i samego Piotra Tomaszuka jako muzyków, akompaniatorów, a momentami dyrygentów całości. Zrytmizowanego przedstawienia, które zamienia „Lilie” w szamański rytuał z oszalałą zbrodniarką – Moniką Kwiatkowską. Obietnica zostaje spełniona – po zabawnych balladach następuje kulminacja, która pozostawia w zadumie. A miał być romans.
Teatr Wierszalin „Balladami i romansami” przywołuje na scenie ducha literackiego kabaretu, gdzie słowo ma znaczenie, a muzyka i rytm współbrzmią z każdym wersem. I nagle okazuje się, że szkolna lektura może być ekscytującym oderwaniem od syntetycznych światów kreowanych przez światowe kinematografie. A archaiczny język – flirtem z wrażliwością młodszego słuchacza. U starszych uruchamia pokłady pamięci i często mimowolnie recytują znane z lat szkolnych frazy wespół z aktorami. Czyż mogliby chcieć czegoś więcej?
Tymczasem kino serwuje nam w tym tygodniu filmy przenoszące w inny wymiar człowieczeństwa. Do niedalekiej przyszłości zabiera widzów wizjonerski obraz Davida Cronenberga „Zbrodnie przyszłości”. Do przyszłości, w której gawiedź będzie obserwować na żywo operacje chirurgiczne, a matki mordować dzieci za spożywanie ekologicznej żywności? Średniowiecze łączy się z futuryzmem, cielesne obsesje z urzekającymi kadrami, sacrum, jakim wszak dla wielu jest ludzkie ciało z profanum autonomicznych skalpeli. Rzecz to równie intrygująca co denerwująca, jednak wielbiciele choćby filmowej wersji „Nagiego lunchu” będą mieli tu nieco wizualnych rozkoszy.
Pozornie bez emocji rozgrywa się początkowo akcja „Niewiniątek”. Bo cóż może być przyjemnego w dręczeniu kotka czy robaków? Wspólnych wyprawach wakacyjnych dzieciaków z blokowiska. A jednak po jakiejś godzinie wyczekiwania, nagle atmosfera się zagęści i doskonale rozumiemy, że nie mamy tu do czynienia z jakimś filmem Janusza Nasfetera tylko horrorem z dziećmi w rolach głównych. I to dziećmi poprowadzonymi w znakomity sposób, niezwykle naturalnymi, choć obdarzonymi ponadnaturalnymi skłonnościami i mocami. Ciekawe zdjęcia i skandynawski klimat, to trochę za mało, by wysiedzieć przez godzinę w fotelu kinowym, ale można dać się uwieść opowieści o mocy, nad którą trudno zapanować. I sprawdzić, kto przetrwa te wakacje ze zdecydowanie złymi duchami.
Niedziela minie pod znakiem muzyki sprzed wieków. W Galerii imienia Sleńdzińskich zabrzmią dwa klawesyny i viola organista w finałowym koncercie 14. Julliet EM Festival, zaś w Pawilonie Włoskim ogrodów Branickich standardy muzyki klasycznej i filmowej zagrają Magdalena Skwierczyńska, Hanna Pawlicka, Alicja Skwierczyńska i Piotr Artur Wolanin. A kto chciałby nie tylko posłuchać, ale i popatrzeć jak inspirująca może być muzyka klasyczna w Muzeum Wnętrz Pałacowych w Choroszczy będzie mógł obejrzeć Gry i Zabawy Dworskie – spektakl taneczny w wykonaniu zespołu Capella Antiqua Bialostociensis.
Kto zdecyduje się na wyjazd do siedliska kultury Solniki 44 będzie mógł z dziećmi uczestniczyć w pokazie filmów krótkometrażowych i później w warsztatach. Kto zaś przez przypadek znajdzie się w niedzielę w Bielsku Podlaskim, niech zostanie w parku aż do zmierzchu. Właśnie tam zatrzyma się ze spektaklami 14. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Wertep.
Korzystajmy z wakacji – odkrywajmy Podlaskie, odkrywajmy i szkolne lektury, wszak na kulturę, jak na naukę – nigdy nie jest za późno.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz