Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego. Don Kichot Józefa Wilkonia w Białymstoku (zdjęcia)
„Duch lasu/Wilkołak duży” i takiż „średni” czekają na odważnych tuż przy wejściu do ogrodu otaczającego zabytkową drewnianą willę przy ulicy Świętojańskiej 17 w Białymstoku. Wewnątrz Muzem Rzeźby Alfonsa Karnego pomieściło kilkadziesiąt grafik i rzeźb, jakie stworzył Józef Wilkoń. Na czele z olbrzymią instalacją „Don Kichot i Sancho Pansa”.
Ciekawscy, przechodząc w pośpiechu do Galerii Alfa, mogli nie zauważyć czających się wilkołaków, ale nie sposób nie dostrzec za ozdobnym płotem potężnego żubra, czy tura stojącego na tarasie willi. A to tylko przedsmak prac Józefa Wilkonia – sławnego polskiego grafika i ilustratora, także rzeźbiarza. I to rzeźbiarza, który do swoich prac wykorzystuje przede wszystkim stare topole. W kawałkach drewna potrafi odnaleźć lwicę z lwiątkiem, hipopotama, nosorożca, czy leżącą panterę. I jest dumny, że wystawia w miejscu, które rozsławia imię Alfonsa Karnego.
– To fantastyczny geniusz, na palcach policzyć na świecie rzeźbiarzy, którzy tak radzili sobie z granitem, cieszę się z tego ogromnie, to dla mnie duże wyróżnienie – mówi skromnie Józef Wilkoń. Bo sam artysta od kilkudziesięciu lat tworzy unikalne ilustracje i grafiki do książek. Po raz pierwszy z tematem Don Kichota zmierzył się malując obraz olejny „Don Kichot i Sancho Pansa” w roku 1956. Tworząc ilustracje do Don Kichota, Wilkoń zrealizował swoje życiowe marzenie. Zaprojektowana przez niego książka to wybitne osiągnięcie artystyczne, które zyskało uznanie władz Hiszpanii. Uzupełnia ją niewielka część zachowanych prac, która powstała w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Prac o tyle niezwykłych, bo wykonanych na niezwykłych materiałach – od papierowych worków po cukrze do kory brzozy. Zresztą – wystarczy przyjrzeć się głównej rzeźbie – instalacji. Grzywa Rosynanta, konia Don Kichota to po prostu większa szczotka. Bo w sztuce Wilkonia liczy się skrót, ale też szacunek do natury i do dobrze pojętego recyklingu. Rzeźbą zajął się dopiero w latach 90. XX wieku.
– To była kontynuacja pracy pracy nad książką – opowiada Józef Wilkoń. – Powstały rzeźby, które nazwałem ilustracjami przestrzennymi. Posmakowało, a wreszcie doszło do swego rodzaju fascynacji rzeźbą. Początkowo to były rzeczy drobniejsze, a potem wreszcie te ogromne.
Rzeźbiarz używa przede wszystkim drewna topoli.
– Z przykrością stwierdzam, że bezkarne rżnięcie topoli jest bardzo dużą pomyłką ludzi, którzy o tym decydują – mówi Wilkoń. – Topola nie jest długowieczna, ale trzeba jej pozwolić żyć przynajmniej do 150 lat, bo to jest jedno z najbardziej malowniczych drzew i składa się na ten polski, mazowiecki pejzaż. Pejzaż równy, bez tych grup zadrzewionych przez topole byłby zupełnie jak pustynia. Szanujmy topole, nie nazywajmy ich chwastami.
Nad układem wystawy i jej organizacją w Białymstoku czuwała Blanka Wyszyńska-Walczak z Fundacji Arka im. Józefa Wilkonia. Przyznaje, że „Don Kichot i Sancho Pansa” przyjechali do Białegostoku z trasy wystawienniczej po Włoszech.
Są też ilustracje do książek dla dzieci. Na przykład do książki z poezjami Wandy Chotomskiej „Siedem księżyców” z ilustracjami malowanymi właśnie na papierze od worków do cukru.
Przed wernisażem Józef Wilkoń poprowadził warsztaty z rysunku. Uczestniczyły w nich i dzieci, i młodzież, i dorośli – wszyscy zachwyceni sztuką ilustratorską Józefa Wilkonia, jak i zmysłem tworzenia rzeźb z najprostszych materiałów. Mogli malować zwierzęta, czy inspirować się właśnie Don Kichotem.
– W olbrzymim skrócie można stwierdzić, że Don Kichot jest aktualny w takim swoim lustrzanym odbiciu do dnia dzisiejszego – mówi Ryszard Saciuk, kierownik Muzeum Rzeźby Alfonsa Karnego. – To są te same problemy, te same zachowania, ale też zdarzają się dobre reakcje – takiego szalonego rycerza, który bronił podstawowych wartości ludzi, którzy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. To powrót Wilkonia do tego tematu z tym przesłaniem, że Białystok wart jest Wilkonia, Białystok wart jest Don Kichota.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz