Nadchodzi Osobliwość

Osobliwość. Grafika. Źródło: unsplash
Wiem, że ten tytuł brzmi jak cytat zapomnianego poematu Konopnickiej. Ale nie chodzi mi o osobliwość w sensie „osobliwość południowej krzewiny, której liść rozrósł się na podobieństwo mieczy”, jak rzeczywiście pisała Konopnicka w zapomnianym poemacie „Pan Balcer w Brazylii”. „Osobliwość” to zupełnie poważne pojęcie technologiczne, a właściwie futurystyczne, a może nawet futurystyczno-technologiczne.

Fachowcy twierdzą bowiem, że wielkimi korkami zbliża się moment w rozwoju cywilizacji, kiedy tempo rozwoju technologicznego wyrwie się spod kontroli. Zmiany przerosną wszelkie nasze wyobrażenia, a cała wiedza zda nam się na tyle, co samochodowa skrobaczka do usunięcia lodu z Himalajów. Wszystko dlatego, że historia pędzi w tempie wykładniczym. Żeby to sobie wyobrazić przypomnicie sobie chińską legendę o starym wędrowcu, który poprosił mandaryna, by odwdzięczył mu się za przysługę jednym ziarenkiem ryżu. Na pierwszym polu szachownicy. A na każdym kolejnym polu dwukrotnością ziarenek. Skośnooki mandaryn parsknął śmiechem na skromną prośbę starca, jednak mina mu zrzedła, gdy nadworni matematycy wyliczyli, że na ostatnim polu znajdzie się 18 i pół tryliona ziarenek. Zakładając ostrożnie, że w jednym worku mieści się milion ziaren, a w jednym wagonie pociągowym – sto worków, król musiałby przygotować prawie 200 stuwagonowych pociągów z ryżem. Taka jest właśnie potęga postępu geometrycznego i właśnie w takim postępie rozwija się nasz świat. Od zawsze. Tyle że na zaraniu dziejów, kiedy dwa ziarenka zwiększały się do czterech, a cztery – do ośmiu nikt z nas nie spodziewał się, że jeszcze przed połową szachownicy dotrzemy do pola z 4 miliardami ziarenek, a prawdziwe szaleństwo zaczynie się, gdy funkcja wykładnicza przypominająca na wykresie ugiętą nogę zaczynie wchodzić w strefę kolana, by potem wystrzelić niemal pionową linią uda. Na ostatnich polach szachownicy dzieją się już rzeczy niewyobrażalne: biliony zamieniają się w biliardy, a biliardy w tryliony. I właśnie w tym momencie historii jesteśmy. Zdaniem fachowców wchodzimy w zagięcie kolana, po którym zacznie się szalona i nieprzewidywalna jazda w górę.

Zresztą sami to chyba czujecie. Procesy, które dawniej zajmowały 200-300 lat teraz dzieją się w 10-20. Na rewolucyjne zmiany trzeba było czekać przez pokolenia, potem każde pokolenie miało swoją rewolucję, teraz świat zmienia się nie do poznania dosłownie co chwilę. 15 lat temu temu kupiłem sobie za dwie stówy jednogigowego pendrive. Większość moich znajomych pukała się w głowę. Jeden giga?! Po co ci aż tyle? Po piętnastu latach pojemność pendrivów zwiększyła się nie dwu, ale tysiąckrotnie. Terabajt w kieszeni to dla mojej mamy przesunięcie poznawczego paradygmatu graniczące z osobliwością. Wkrótce przybędą przedrostki peta, eksa, zetta i każdy kiedyś rozłoży bezradnie ręce, jak dziś moja mama na dźwięk terabajta.

Dla mego ojca osobliwością jest sam pendrive. Do zapisywania wszystkich potrzebnych danych wciąż służy mu ołówek i zeszyt w linię. My jego synowie pędzimy cywilizacyjnym pociągiem pospiesznym, jego wnukowie gonią pendolino, czym popędzą moje wnuki – nie potrafię sobie wyobrazić. Ale są szansę, że w epoce osobliwości  mój smartfonem będzie jeszcze śmieszniejszy niż dzisiejszy ojcowski kajet i ołówkiem. Memu tacie ucieka cywilizacyjny pociąg i zostaje sam na dworcu ze swoim kołem emerytów.  Ja ze swoim kołem emerytów mogę zostać w pędzącym pociągu, podczas gdy postęp cywilizacyjny ucieknie nam rakietą.

Żeby do tego nie dopuścić, kupiłem sobie klasyczną pozycję pod tytułem: „Nadchodzi osobliwość” Raymonda Kurzweila, w której ojciec singularitarian, czyli wyznawców osobliwości, powiada, że w obliczu nadchodzącej zmiany jedynym ratunkiem jest przejście ludzkości na transhumanizm czyli zintegrowanie się z maszyną, a najlepiej pełna cyborgizacja. Pierwszy, nieśmiały krok w tym kierunku mam już za sobą. Po wypadku samochodowym wyposażono mnie w kawałek duraluminiowej miednicy. Dzięki temu w zakresie obręczy biodrowej jestem już dość superhuman. Niestety było to dość dawno temu, więc mój podzespół nie współdziała z żadną apką, nie da się włączyć do sieci smart home. Nie mogę powiedzieć „Hej, miednico! Pokołysz się!” I moje biodra zaczynają wirować w rytm bachaty.  Mam zwyczajny, analogowy implant, którego funkcja ogranicza się do zapewnienia mi mobilności. Nuda.

Drugim sposobem na przetrwanie osobliwości jest projekt nieśmiertelność. Kurzweil uważa, że śmierć jest w zasadzie problemem natury technicznej. Pokonanie tej bariery tylko na razie wydaje nam się niemożliwe, tak jak niemożliwe wydawało nam się kiedyś pokonanie bariery dźwięku, albo grawitacji.

Unieśmiertelnić się można dość prostą metodą transferu umysłu. Mózg nie jest przecież niczym innym jak wielkim kłębowiskiem neuronów. I działa na zasadzie emeregencji, co potrafią nawet termity. Chodzi o to, że każdy termit wykonuje tylko proste ruchy w swoim najbliższym otoczeniu, a suma tych prostych reakcji wytwarza kilkunastumetrowe gniazdo, które żyje inteligentnym i skomplikowanym życiem, o którym się pojedynczemu, głupiemu termitowi nawet nie śniło.

Odpowiednikiem termita w kopcu naszego mózgu jest neuron. Mamy ich dużo mniej niż ziarenek ryżu na ostatnim polu szachownicy, więc nasze najsilniejsze komputery już niebawem będę w stanie zmapować mózg i zapisać go w jakimś trwalszym nośniku niż rozpadające się po kilkudziesięciu latach ciało.

Symulację mózgu nicienia i muszki owocówki mamy już za sobą, a od 20 lat w Lozannie działa potężnie dotowany ośrodek, który za pomocą tak inżynierii wstecznej chce stworzyć sztuczny mózg. Inżynieria wsteczna to bardzo skuteczna metoda. Stosowałem ją ostatnio, gdy zepsuła mi się bateria kuchenna. Gdybym dostał osobno te wszystkie kurki, kolanka, kolektory, wężyki, to nigdy w życiu nie  złożyłbym syfonu i kranu. Ale jak już miałem poskładane i rozbierał baterię od końca do początku, to dzięki inżynierii wstecznej nawet taki hydraulik jak ja potrafił sporo zakumać i złożyć całość z powrotem.

Tak właśnie rozbieramy wstecznie ludzki mózg, żeby go potem jeszcze raz złożyć. Najlepiej już nie w postaci szarych komórek w czaszce, ale w postaci mikrochipów na dysku. No bo już jak robić remont to przyszłościowo. Potem w takim mózgu psychiatra będzie mógł kasować błędy, dziadek będzie mógł skopiować część swoich wspomnień do mózgu wnuka, zamiast opowiadać mu godzinami o zawartości swojej pamięci. Będzie można taki mózg upedjtować, wklejać, nadpisywać, wysyłać słowem robić wszystko, co robi się ze zwykłym plikiem tekstowym. I w takim właśnie cyfrowym raju będziemy mogli cieszyć się wiecznością wraz z naszymi najbliższymi, którzy przebywać będą z nami w jednym folderze i dalszymi znajomymi, którzy być może będą zarchiwizowani w sąsiednich katalogach. Ale odnalezienie w takim raju będzie tylko kwestią wpisania paru znaków w wyszukiwarce. Jeśli kogoś oburza taka eschatologia, to przypominam, że święty Paweł już 2 tys. lat temu napisał Koryntianom: „Skoro przez człowieka przyszła śmierć, to przez człowieka dokona się też zmartwychwstanie”.

Aha, byłbym zapomniał o najważniejszym. Osobliwość zdaniem większości fachowcu zacznie się w 2045.

Autor: Krzysztof Szubzda, Radio Akadera, autor cyklu felietonów „Ściśle rzecz ujmując”

 

× W ramach naszego serwisu www stosujemy pliki cookies zapisywane na urządzeniu użytkownika w celu dostosowania zachowania serwisu do indywidualnych preferencji użytkownika oraz w celach statystycznych.
Użytkownik ma możliwość samodzielnej zmiany ustawień dotyczących cookies w swojej przeglądarce internetowej.
Więcej informacji można znaleźć w Polityce Prywatności
Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z ustawieniami przeglądarki.
Akceptuję Politykę prywatności i wykorzystania plików cookies w serwisie.