Patryk Zalaszewski – Luneta z rybiej głowy

Patryk Zalaszewski debiutuje książką „Luneta z rybiej głowy” i niczym bałtycki sztorm wdziera się do mózgów czytelników i zostaje w nich na długo.
Bo nie jest istotne, czy jego bohaterowie żyją w maleńkiej rybackiej wiosce nad Bałtykiem, czy gdzieś na polsko-białoruskim pograniczu – Patryk Zalaszewski czując smak i zapach słonej wody, opowiada historie uniwersalne. O traumie wielkiej wojny – bólach fantomowych, ukrywaniu żydowskich dzieci, o niespełnionej miłości i o fantazjach i mitach, które każdy hoduje w sobie na własny użytek. Basia, która staje się polną myszą, olbrzymy zamieszkujące dno morza.
Uniwersalne są też traumy bohaterów tych miniaturek. Odwieczna przemoc domowa, ból po utracie dzieci w wypadku, zmuszanie młodych przez własnych rodziców do ciężkiej pracy, przejęcia po nich wątpliwej zawodowej schedy. A kiedy ich życie zbliża się ku nieuchronnemu końcowi: „Żeby nie musieć patrzeć, jak umiera matka, wystarczy do niej nie przyjeżdżać. Prędzej czy później wszyscy tak myślimy”. Czy odkupienie jest możliwe? W tej prozie mnóstwo jest melancholii pomieszanej z pesymizmem.
„Nie pasowałem wtedy, gdy tam byłem, i nie pasowałem później, gdy na chwilę wróciłem” pisze Patryk Zalaszewski. „Luneta z rybiej głowy” to proza uniwersalna. Tak samo może poruszyć młodych niedopasowanych do świata wrażliwców, jak i osoby dojrzałe, które mogą w niej odnaleźć echa i swojej przeszłości. Polecam
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz
Patryk Zalaszewski – Luneta z rybiej głowy
Wydawnictwo Czarne