Pocztówka z wakacji 1985
Kiedy teatr i opera od dawna mają wyprzedane wszystkie miejsca na spektakle i koncerty sylwestrowe, oprócz domówki, oczywiście z Radiem Akadera, pozostaje kino bądź sylwester miejski – dostępny dla każdego, a i kto wie, czy nie wywołujący nostalgii połączonej z szacunkiem do polskiego show biznesu.
Skąd takie skojarzenie? Ano stąd, że w tym roku mieszkańców Białegostoku ma rozbawiać Paweł Stasiak i Papa D. I czy w tym momencie łapiemy się za głowę i zatykamy uszy, czy też nie – o zespole Papa Dance, podobnie jak o Lady Pank, słyszał chyba każdy. I porównanie jest w pełni uprawnione. Bo przecież Lady Pank byli pomysłem po części tekściarza Andrzeja Mogielnickiego, który wszak najpierw napisał tekst do „Małej Lady Punk”, a potem podpowiedział nazwę Janowi Borysewiczowi. I to on wynalazł do roli frontmana Janusza Panasewicza. A że panowie grali uproszczone wersje piosenek kojarzących się bardzo mocno z The Police – taki mieliśmy klimat.
Lata 80. XX wieku to po punkowej rewolucji także wybuch muzyki new romantic, a więc bardzo melodyjnej, tanecznej i… pozbawionej gitar. U nas tego stylu próbowali i 2+1 i niejaki Bogdan Gajkowski, który przybrał pseudonim Kapitan Nemo. Ale prawdziwym sukcesem było wymyślenie przez Sławomira Wesołowskiego i Mariusza Zabrodzkiego zespołu Papa Dock, któremu pod naciskiem cenzury zmienili nazwę na Papa Dance. Zespołu z początku studyjnego, później przekształconego w koncertującą grupę. Grupę, która zmieniała składy – grał w niej nawet dekadę później pokazujący rockowego pazura i niesamowite gardło Kostek Joriadis, a śpiewał wybierający się do Białegostoku Paweł Stasiak. Oczywiście wybierający się nie po raz pierwszy.
Może ktoś jeszcze pamięta występ w wypełnionej do ostatniego miejsca sali gimnastycznej podstawówki na Słonecznym Stoku tego zespołu? I muzyków z fryzurami a la Lihmal i z obowiązkowym keytarem na szyi, czyli klawiaturą Yamahy KX5, która dzięki systemowi midi mogła współbrzmieć z innymi instrumentami, a nawet się synchronizować. Takie prapoczątki sztucznej inteligencji w muzyce. A zatem mieliśmy i zespół wydumany w domowym zaciszu, a przy tym też jeden z pierwszych polskich boysbandów. Bo ówczesne tygodniki młodzieżowe zdaje się z upodobaniem drukowały ich plakaty, by przyciągnąć do propagandowych treści młodych ludzi spragnionych skierowanej do siebie muzyki.
Dziś już nie ma koncertów gwiazd w salach gimnastycznych, zniknęły też z powierzchni ziemi hale sportowe – Jagiellonii, gdzie pamiętny koncert zagrały Republika i angielscy punkowcy z UK Subs, niejaki Shakin’ Stevens, a nawet prawdziwi bluesmani z Chicago – The Kinsey Report. Nie ma hali Włókniarza, gdzie grały równie wielkie polskie gwiazdy, ostało się za to sztuczne lodowisko – pamiętacie koncert Red Box albo Budki Suflera? Jest oczywiście stadion miejski, ale jako że się przyjęło, iż sylwestra świętujemy na Rynku Kościuszki, to i pewnie usłyszymy tam przed północą „Pocztówkę z wakacji”, „O-la-la” czy „Ocean wspomnień”.
Kina w tę noc proponują albo zestaw „Ferrari” z nieco dziwnym „Dream Scenario” albo komedie „Fuks 2” i film „Pierwszy gol” o najgorszej drużynie świata, ale za to Michaelem Fassbenderem w roli głównej. Tym filmem kusi też w Sylwestra kino Forum, które ma w zanadrzu również francuską komedię „Będzie lepiej” i prawdziwy hit, czyli zdobywcę gdyńskich Złotych Lwów film „Kos” – o Tadeuszu Kościuszce.
Kto planuje już aktywność kulturalną w 2024 roku ma szansę zdobyć ostatnie bilety na „Hotel Ritz. Musical” w Białostockim Teatrze Lalek – to tak zwana lektura obowiązkowa albo spotkanie z Kazikiem Staszewskim i kwartetem ProForma w Zmianie Klimatu.
W Galerii im. Sleńdzińskich przy Waryńskiego 24A można zobaczyć lepsze i gorsze prace białostockich malarzy zainspirowanych żydowskim dziedzictwem Białegostoku, przy Legionowej bardzo ciekawą i różnorodną wystawę Agnieszki Waszczeniuk, zaś przy Wiktorii 5 intrygujące czarno-białe portrety i plenery autorstwa Piotra Świderskiego. W Galerii Marchand wśród poplenerowych obrazów z Białowieży znajdzie się też i kilka pocztówek z wakacji, tych 2023.
Życzmy sobie zatem wytrwałości i nieustającej ciekawości świata w roku 2024
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz