Portugalski Erasmus. Wyprawa do Lagos

W kasie dowiedzieliśmy się, że to był ostatni dzisiaj autobus. Następny był o 8:00 rano. Bomba! Kolejna przygoda… Do drugiej w nocy rozpaczliwie próbowaliśmy złapać stopa. Niestety niewiele osób podróżuje do Covilli.

Opowieść Kornelii Waraksy w odcinkach – część czwarta

Jesienią, wraz z grupą 7 osób (Ola, Daria, Justyna, Maciek, Kuba, Łukasz, Dominik), wybraliśmy się na kilka dni do Lagos – miasta położonego w regionie Algarve.
Wyjazd ten do dziś kojarzy mi się z serią nieszczęśliwych wypadków. Do Lagos pojechaliśmy busem, z przesiadką w Lizbonie. Ola z Dominikiem mieli dotrzeć do nas parę godzin później. Zostali dłużej w Lizbonie, ponieważ chcieli zwiedzić ambasadę.

Przyjechaliśmy wieczorem, rozpakowaliśmy się w wynajętym mieszkaniu. Kubie przy tej okazji skruszył się ząb… Cóż, zdarza się. Zostawiliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy na plażę. Zrobiło się już całkiem ciemno. Na plaży byliśmy tylko my! Usiedliśmy na skałach i cieszyliśmy się tą wyjątkową chwilą. Pierwszy raz w życiu byłam nad oceanem!

Po chwili padła propozycja: „Idziemy się kąpać!”. Bez wahania ruszyliśmy do wody. Była cudowna! Wielkie fale, noc dookoła – coś niesamowitego. Niestety podczas kąpieli Maciek otarł sobie nogę o skały w wodzie. Kolejny nieprzyjemny moment tego dnia. Ale kto by się tym przejmował!

W drodze powrotnej byliśmy w fantastycznych humorach. Szliśmy śpiewając i śmiejąc się w głos. I oczywiście przyszedł mi do głowy super pomysł: skakanie przez słupki! Jeden słupek, drugi, trzeci, dziesiąty i … bum! Leżę na ziemi. Znajomi pomogli mi wstać. Noga trochę bolała, ale wydawało mi się, że nic się nie stało… Niestety do czasu. Wróciliśmy do mieszkania, obejrzeliśmy film i poszli spać. Przed snem spojrzałam jeszcze raz na swoją kostkę. Była cała spuchnięta, wyglądała źle.
W środku nocy obudziła mnie zdenerwowana Ola, która właśnie przyjechała z Lizbony. Opowiadała o złośliwym kierowcy busa, który wysadził ją i Dominika w innej miejscowości. I do Lagos musieli jechać taksówką, płacąc za ten luksus bardzo dużo.

Nastał poranek. Obudził mnie ostry ból kostki. Nawet nie było szansy, żebym na nią stanęła. Musiałam dotrzeć do lekarza. Szpital mieścił się około dwa kilometry od naszego mieszkania. Wierzyłam, że uda mi się doskakać tam na jednej nodze… Niestety nie było to takie łatwe, jak mi się wydawało. Zamówiliśmy w końcu taksówkę. Dotarliśmy na miejsce i usłyszałam od lekarza dobre wieści: „Kostka nie jest złamana, tylko skręcona”. Czyli gips nie będzie konieczny! Kupiłam kulę i mimo tych trudności – resztę dnia spędziliśmy na plaży.
Wieczorem wyszliśmy na miasto. Moje próby tańca o kulach – musiały wyglądać rewelacyjnie. Czuliśmy, że i ta noc zaskoczy nas czymś niemiłym. Tym razem szczęście nie sprzyjało Dominikowi. Zgubił telefon…
Mimo tej niefortunnej serii zdarzeń, kolejne dwa dni spędziliśmy miło i leniwie. Plażowaliśmy i chodziliśmy po klifach. Lagos – to piękne i malownicze miejsce. I takie pozostanie w naszej pamięci.

W drodze do Covilli, mieliśmy około dwóch godzin przystanku w Lizbonie. Aby nie tracić czasu na czekanie – razem z Olą i Kubą postanowiliśmy przejechać się do centrum miasta. Reszta postanowiła nie ryzykować i spokojnie poczekać. Nasza trójka dojechała do centrum. Pospacerowaliśmy nieco i usiedliśmy nad wodą. Nie martwiąc się niczym. Byliśmy przekonani, że spokojnie zdążymy wrócić.
Można było przypuszczać, jak skończy się ta historia… Pomyliliśmy stacje metra. Zaczęła się wielka gonitwa, którą moja kostka starała się dzielnie znieść. Ale kiedy dotarliśmy na dworzec, nasz bus od minuty był już w drodze do Covilli…

Była 18:00. I nikt z nas się nawet nie zdziwił, kiedy w kasie dowiedzieliśmy się, że to był ostatni dzisiaj autobus. Następny był o 8:00 rano. Bomba! Kolejna przygoda… Do drugiej w nocy rozpaczliwie próbowaliśmy złapać stopa. Niestety niewiele osób podróżuje do Covilli. Wreszcie się poddaliśmy się. Poszliśmy przenocować na dworzec. I tam czekaliśmy na poranny transport. Właśnie tam na dworcu w Lizbonie powitałam swoje kolejne urodziny. Bez wątpienia będę miała co wspominać.

Czytaj część pierwszą

Kornelia Waraksa
Studiuje Informatykę na Politechnice Białostockiej.
Jej marzeniem jest znalezienie pracy, z której będzie czerpała przyjemność. Ciągle jest na etapie poszukiwania dziedziny, w której będzie czuła się dobrze. Liczy, że angażując się w organizacje studenckie, poznając ludzi i wyjeżdżając na Erasmusa  – poszerzy horyzonty. A to ułatwi jej podjęcie decyzji, co będzie robić w przyszłości.

× W ramach naszego serwisu www stosujemy pliki cookies zapisywane na urządzeniu użytkownika w celu dostosowania zachowania serwisu do indywidualnych preferencji użytkownika oraz w celach statystycznych.
Użytkownik ma możliwość samodzielnej zmiany ustawień dotyczących cookies w swojej przeglądarce internetowej.
Więcej informacji można znaleźć w Polityce Prywatności
Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z ustawieniami przeglądarki.
Akceptuję Politykę prywatności i wykorzystania plików cookies w serwisie.