Prawnik przyszłości!
Boom technologiczny od dekady jest widoczny gołym okiem, obok czego nie da się przejść obojętnie. Żyjemy w erze smartfonów i tabletów, nawet tradycyjne komputery powoli odchodzą do przeszłości na rzecz swoich młodszych, kompaktowych braci. Technologia zastępuje też niektóre zawody…
Samoobsługowe kasy, drukarki 3D zamiast fabryk pełnych pracowników, drony zamiast żołnierzy na niebezpiecznych misjach – to nie kolejne elementy filmów sci-fi a rzeczywistość, w której żyjemy już kilka lat. Nic dziwnego, że zawody z założenia „fizyczne” odchodzą do lamusa kosztem automatyzacji produkcji czy obsługi. Motywuje to bilans ekonomiczny, ale też ludzka wygoda. Jak jednak odnieść się do wkroczenia technologii, np. sztucznej inteligencji, w zawody wysoko kwalifikowane – choćby prawnicze? Pasjonatem tej dziedziny jest mgr Kamil Stępniak, doktorant Wydziału Prawa UwB, którego prelekcja „Sztuczna inteligencja zastąpi prawników?” pozwoliła odpowiedzieć na to pytanie.
Realne możliwości
Przechodząc do konkretów należy stwierdzić, że prowadzenie spraw sądowych czy reprezentacja interesów klienta przez algorytm w najbliższych latach będzie wciąż niemożliwa. Jest to wynik ograniczeń abstrakcyjnego „myślenia” sztucznej inteligencji, której konsekwencje mogłyby być zbyt bolesne społecznie i indywidualnie. Najważniejszym usprawnieniem możliwym obecnie do realizacji jest doskonalenie systemu tworzenia, zawierania, sprawdzania i kontrolowania umów cywilnoprawnych. Pozwoli to unikać błędów ludzkich, a więc takich, które wynikają z czynników niezależnych od rzeczywistej woli stron umowy. Dodatkowym argumentem przemawiającym za takim rozwiązaniem jest powtarzalność rynkowa pewnych wzorów umów, co w większości przypadków może być z powodzeniem zastąpione odpowiednim algorytmem. Odpowiedzialność za ewentualny błąd programu miałby ponosić sam twórca – takie założenie przyjmuje się ogólnie w projektach ustaw dotyczących regulacji funkcjonowania na rynku nowatorskich systemów obdarzonych SI, np. autonomicznych samochodach. Okazuje się, że istnieją już nawet pomysły na ubezpieczenia twórców algorytmów przed błędami ich programów!
Gdzie wyznaczyć granice?
Choć najbliższa przyszłość zdaje się tego nie zawierać, można domniemać, że SI prędzej czy później zawita na sale sądowe – co najmniej jako pomocnik. Mgr Stępniak jest zdania, że udział algorytmu w ferowaniu wyroków powinien ograniczać się do majątkowych spraw cywilnych (z cenzusem wartości, np. 50 000 zł), gdyż karne czy rodzinne zazwyczaj zawierają płaszczyznę emocjonalną i psychiczną, która także podlega ocenie, a nie może być zrozumiana przez robota. O ile ocena sędziego-człowieka jest subiektywna, co może nieść negatywne konsekwencje, o tyle może to niekiedy powodować pozytywne skutki dla sprawiedliwości, ponieważ taki prawnik zwróci uwagę na detale wynikające choćby z zachowania sprawcy, czy jego stosunku emocjonalnego do swojego czynu, co nie będzie możliwe w przypadku sędziego-algorytmu.
Plusy dodatnie/plusy ujemne?
Podzielam opinię mgr Stępniaka dotyczącą wytyczania granic dla technologii wkraczającej w tak newralgiczne miejsca jak stosowanie prawa. Z jednej strony nie należy zamykać się na możliwości, jakie daje udział sztucznej inteligencji w kreowaniu wygody i lepszej jakości wśród prawników. Druga strona to oddanie zbyt dużego pola manewru programom, które w konsekwencji będą wyrokować w sposób nieludzki – nawet jeśli humanitarny. By uchronić się przed trudnymi decyzjami w przyszłości, warto już dziś przyjąć pewne założenia i ramy dla uczestnictwa technologii w stosowaniu prawa. Wyłączenie go w sprawach karnych, cywilnych niemajątkowych i majątkowych znacznej wartości obniży ryzyko indywidualnego, ale też społecznego niezadowolenia z wyroku zasądzonego przez SI.
Lepiej, by o życiu człowieka decydowali inni ludzie, niż maszyna…
Autor: Artur Sabasiński