Romain Gary – Lady L.
We Francji to klasyka literatury, w Polsce – premiera. A że Romain Gary vel Roman Kacew, to rosyjski Żyd z poważnym epizodem wileńskim, warto przyjrzeć się powieści „Lady L.” z niejaką uwagą.
Trzeba przyznać, że nie brak jej błyskotliwości i uroku wyśmienitej literatury. Nie bez znaczenia jest tu pewnie tłumaczenie Beaty Geppert. A sam Romain Gary, jakby ciągle słyszący podszepty matki, tak pięknie uwiecznionej w „Obietnicy poranka” puszcza wodze fantazji tworząc postać – bohatera niemal powieści łotrzykowskiej z wyższych sfer. Tym bardziej unikalnej, iż bohaterką jest kobieta. Jak zwykle w takich wypadkach bywa – raczej ze społecznych nizin. Ale z rodziny niezwykłej o tyle, że ojciec – co prawda pijak, za to jest osobą mocno rozpolitykowaną, w dodatku optującą za anarchizmem w wydaniu niejakiego Kropotkina. Łatwo się domyślić, że taki zaczyn stanowi dość wybuchową mieszankę.
I już nie dziwi, że nobliwa dama, której w 80. urodziny powinszowania przysyła sama królowa angielska, z błyskiem w oku wspomina młodość. Fantastyczny proces, który zamiast do pracy w burdelu, dzięki jej talentowi i zbiegom okoliczności, pozwolił jej na tyle sfałszować tożsamość, że stała się pożądaną partią w Europie. A przy tym powierniczką i kochanką cenionego poety, a zarazem anarchisty z krwią na rękach. Zwroty akcji, błyskotliwie obmyślone przygody i autentyczne postaci historyczne w drugim planie czynią z powieści „Lady L.” swego rodzaju zwierciadło epoki. Gdybyśmy tylko nie znali biografii Kacewa i jego skłonności do konfabulacji.
Tak czy inaczej – książkę czyta się z niekłamaną przyjemnością, a jeśli komuś przyjdzie do głowy przy okazji przypomnieć sobie dzieje międzynarodówki anarchistycznej – podobno wszak to historia jest nauczycielką życia.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz
Romain Gary – Lady L.
Tłumaczenie Beata Geppert
Wydawnictwo Prószyński i S-ka