Sweat, czyli Magdalena Koleśnik z Teatru Klaps ma Złote Lwy

Kadr z filmu "Sweat" na pierwszym planie Magdalena Koleśnik

Magdalena Koleśnik, białostoczanka, która pierwsze szlify sceniczne zdobywała w Teatrze Klaps, błyszczy na wielkim ekranie w filmie „Sweat”. Za swoją rolę dostała Złote Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W pełni zasłużenie.

Magdalena Koleśnik jest główną bohaterką filmu, jej siłą napędową i prawdziwą sceniczną osobowością. Może po części dlatego, że odtwarza losy swojego pokolenia, a może dlatego że Magnus von Horn z banalnej historyjki o nękanej samotnością i obecnością stalkera trenerce fitness dodał wielu barw samotności. Bo o tym, że jest bardzo fajna i bogata, a drogie gadżety znosi do apartamentu torbami wiedzą wszyscy młodzi ludzie, którzy marzą by stać się jutuberami. Nie wiedzą, ile trzeba w to włożyć pracy, że to zajęcie na pełny etat, wręcz 24/7. A Magdalena Koleśnik tę rolę gra perfekcyjnie. Ale nie jest jednowymiarową, zakochaną w swoim ciele i kontakcie z fanami przysłowiową blondynką. Ma w sobie mnóstwo żalu, lęku i co najgorsze – ani jednej bliskiej osoby. I, moim zdaniem, to nie widowiskowe spotkania z fanami, ani kontakty ze stalkerem robią największe wrażenie, ale sceny, jakie rozegrają się w jej rodzinnym domu.

Zapatrzona w siebie, przeżywająca być może ostatnią miłość w życiu matka, nie zauważa córki, nie wie o jej sukcesach. Jej prawo – obie są dorosłe, mają swoje życie, swoje oczekiwania, ale przysłowiowego serca matki w ich kontaktach nie widać. W świetnie napisanych dialogach autorstwa reżysera Magnusa Von Horna, matka lekceważy brutalne opisy stalkingu, wręcz namawia córkę do dania szansy potencjalnemu adoratorowi. Horror? Oj, chyba każdy zna taką matkę. Scenariusz każe filmowej Sylwii Zając wziąć życie we własne ręce. I oto sielanka czy rodzinny dramat zamieniają się w horror. Magdalena Koleśnik wykorzystuje sex appeal, by osiągnąć swój cel i zachowuje kamienną twarz, kiedy słyszy niemoralną propozycję. Ale ma wielkie serce. I w końcu wygrywa siebie, opowiadając się po stronie słabych i beznadziejnych. I o ile świetnie sfotografowanemu przez Michała Dymka i zmontowanemu przez Agnieszkę Glińską filmowi brakuje spójności, to postać budowana przez białostoczankę przykrywa swoją intensywnością wszystkie scenariuszowe niedostatki. A star is born. „Sweat” to kino bardziej uniwersalne, niż wydaje się z zapowiedzi.

#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz

× W ramach naszego serwisu www stosujemy pliki cookies zapisywane na urządzeniu użytkownika w celu dostosowania zachowania serwisu do indywidualnych preferencji użytkownika oraz w celach statystycznych.
Użytkownik ma możliwość samodzielnej zmiany ustawień dotyczących cookies w swojej przeglądarce internetowej.
Więcej informacji można znaleźć w Polityce Prywatności
Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z ustawieniami przeglądarki.
Akceptuję Politykę prywatności i wykorzystania plików cookies w serwisie.