Sylwester w kinie?
Ostatnia noc w roku podobno jest wyjątkowa. Zwykło się spędzać ją w niecodzienny sposób, w jakiś sposób celebrować. Jedni wybierają się na bale, inni na domówki, niegdyś zwane prywatkami. Od kilku lat wielką popularnością cieszą się sylwestrowe koncerty czy spektakle. I jak łatwo się domyśleć – wszystkie bilety są już wyprzedane. Na ratunek spóźnialskim przychodzą kina.
Zajrzyjmy, co oferują w tę „jedyną noc w roku” kina Helios. Tu mamy dwa zestawy do wyboru – pierwszy to komedia z Jennifer Lopez – „Wystrzałowe wesele”. Dlaczego wystrzałowe? Ano para młodych ma zamiar pobrać się na egzotycznej wyspie. A tam nie dość, że będzie wkurzająca przyszła teściowa pana młodego, to Jennifer Lopez stanie oko w oko ze swoją poprzedniczką na ślubnym kobiercu. Jakby tego było mało, scenarzyści wrzucą do weselnego tygielka współczesnych piratów, którzy wezmą weselników za zakładników i zażądają gigantycznego okupu. Wyspa leży setki kilometrów od cywilizacji, więc na pomoc służb nie ma co liczyć. W tej sytuacji narzeczeni sami muszą stawić czoła gangsterom, by ocalić siebie i swoją ukochaną rodzinkę, a słowa przysięgi małżeńskiej „i nie opuszczę cię aż do śmierci” nabiorą zupełnie nowego znaczenia. Po noworocznym toaście sylwestrowych kinomaniaków czeka sensacyjno-szpiegowska „Gra fortuny”. W roli cynicznego handlarza bronią zobaczymy Hugh Granta, zaś film wyreżyserował Guy Ritchie, który już 22 lata temu zasłynął obrazem „Przekręt”. Można uznać, że to spec od podobnych filmów – zatem swego rodzaju rozrywka jest zapewniona.
Zestaw drugi zaprezentuje dwa przedpremierowe polskie filmy. Rozpocznie go komedia „Na twoim miejscu” z cokolwiek nieświeżym pomysłem na… zamianę ciał. Młode małżeństwo z dzieckiem na skraju rozwodu stanie się ofiarą owego uwielbianego przez kino wydarzenia, zatem humor niekoniecznie musi być tu najwyższych lotów. Ale w końcu to sylwestrowy wieczór – zatem może właśnie o to chodzi? Jako drugi zaprezentowany zostanie film „Niebezpieczni dżentelmeni”. Nie dość, że kostiumowy, to jeszcze z plejadą gwiazd w rolach głównych. I to rolach wyjątkowych. Otóż – Tomasz Kot zagra Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Marcin Dorociński – Witkacego, Andrzej Seweryn Josepha Conrada, a Wojciech Mecwaldowski Bronisława Malinowskiego, dla ułatwienia przypomnę, że to autor „Życia seksualnego dzikich”. Na swojej drodze spotkają Artura Rubinsteina, Karola Szymanowskiego, Józefa Piłsudskiego, a nawet, z przeproszeniem, Włodzimierza Lenina wraz z Nadieżdą Krupską. Plejada gwiazd jest doprawdy wyśmienita, w epizodach zobaczymy choćby Sebastiana Stankiewicza jako dowódcę żandarmerii, generalnie – lista płac robi wrażenie na fanach polskiego kina z najwyższej półki.
Co ciekawe, także Kino Forum proponuje ten właśnie film, jako sylwestrową atrakcję, w dodatku jeszcze przed północą. Na regularne pojawienie się „Niebezpiecznych dżentelmenów” w kinach możemy liczyć dopiero od 20 stycznia 2023 roku. A zatem… dlaczego nie?
W Forum w sobotę już o godz. 14.15 kolejny przedpremierowy pokaz fantastycznie przewrotnej komedii „W trójkącie” po równo okładającej influencerów, bogaczy, zachodnich lewaków, jak i wielbicieli życia na łonie natury, w dodatku sfilmowana w taki sposób, że trudno oderwać oczy od ekranu – oczywiście kinowego.
Kolejną atrakcją będzie film „W gorsecie” z nagrodzoną w Cannes oraz Europejską Nagrodą Filmową Vicky Krieps w roli cesarzowej Sisi – skandalistki, buntowniczki i najpiękniejszej oraz najbardziej intrygującej kobiety swojej epoki. Reżyserka Marie Kreutzer ukazuje cesarzową w chwili, kiedy kończy ona 40 lat i zaczyna być postrzegana przez pryzmat swojego wieku, nie dokonań czy aspiracji. Sisi pragnie uniknąć wtłoczenia w sztywny gorset oczekiwań, chce równocześnie zabezpieczyć swoje dziedzictwo.
Nie ma już szans na bilety na jeden z dwóch koncertów sylwestrowych w Operze i Filharmonii Podlaskiej, podobnie jak na spektakle farsy „Pomoc domowa” wystawianej przez Teatr Dramatyczny 30 i 31 grudnia. Za to do stałego repertuaru kin od piątku wchodzą „Fabelmanowie”. Przepiękna opowieść o miłości do kina i o spełnieniu marzeń nakręcona przez Stevena Spielberga. Film autobiograficzny, ciepły i serdeczny, choć ukazujący bezwzględny amerykański antysemityzm wśród białych anglosaskich protestantów. Film przy tym familijny – w treści i w przesłaniu.
Grzeczność i lukier, jakim ocieka „Whitney Houston. I Wanna Dance With Somebody” i ten obraz może ułożyć na półce kina familijnego. Najostrzejszą sceną w filmie przy tym nie są ani efekty uzależnienia od narkotyków, ani rękoczyny męża wokalistki Bobby’ego Browna, ale scena zazdrości jej przyjaciółki Robyn, tłukącej w kuchni naczynia. Nawet okradający przez lata piosenkarkę ojciec jawi się li tylko poczciwym staruszkiem, zaś najostrzejszą rozmową w filmie jest starcie gwiazdy z czarnoskórym radiowcem, który w studiu zaatakuje ją, że śpiewa zbyt białe piosenki. Jej głosowi nie przeszkadzają papierosy, a umiera… Mimo wszystko – muzyka broni się bezkonkurencyjnie i właśnie dlatego film wywołuje emocje, bo przecież koniec znamy. Bez wątpienia – Whitney Houston rzeczywiście była najwybitniejszym głosem swego pokolenia, a następczyń jakoś nie widać
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz