Teatr Dramatyczny. Adam Opatowicz wyreżyserował spektakl „Pani Pylińska i sekret Chopina”
„Pani Pylińska i sekret Chopina” to autobiograficzna opowieść, w jakiej Eric-Emmanuel Schmitt zawarł myśli, jakie przyszły mu do głowy, by opisać muzykę Fryderyka Chopina. A że przy tym w Paryżu natrafił na ekscentryczną nauczycielkę z Polski – udało mu się połączyć garść zgrabnych fraz z miłością do kompozycji wielkiego Fryderyka. Adam Opatowicz zdając sobie sprawę, że w tym spektaklu muzyka ma równorzędne znaczenie do jednej z wcześniejszych realizacji zatrudnił świetnego polskiego pianistę Janusza Olejniczaka, by kierując się tekstem odpowiednio zinterpretował wybrane kompozycje Chopina. Potem wystarczyło już tylko wybrać odpowiednich aktorów i połączyć kropki.
Reżyser pomysł miał zaiste przedni. Zdając sobie sprawę, że Teatr Dramatyczny gra bez stałej siedziby postawił na istotę teatru – iluzję. Ale też miał pod ręką bardzo dobry tekst. Stąd na scenie pojawiają się jedynie szkielety instrumentów i kilka rekwizytów (w tym jeden całkiem apetyczny). Bo najważniejsza jest interpretacja tekstu. Michał Przestrzelski w roli młodego Schmitta jest właśnie taki, jakim można sobie wyobrazić bohatera książki – inteligentny, kryjący pod chłopięcą twarzą okoloną loczkami pełnokrwistego faceta. Może nie pokazuje tego bezpośrednio, ale skoro odpowiada na wezwanie nauczycielki, by uprawiać seks przed lekcją fortepianu, czyny mówią same za siebie.
Oprócz głównego wątku – poszukiwania Świętego Graala interpretacji muzyki Chopina, Schmitt przy okazji wprowadził wątek poboczny – nieszczęśliwej kochanki, która dzieli serce pomiędzy żonatym mężczyzną a muzykę Chopina. W tej roli pojawia się Agnieszka Możejko-Szekowska i doskonale wypełnia swoje zadanie. W króciutkim epizodzie zobaczymy też Kamilę Wróbel-Malec.
Rolę pani Pylińskiej Adam Opatowicz powierzył Arlecie Godziszewskiej. Kto widział aktorkę w „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” wie, jaki tkwi w niej potencjał dramatyczny. O komediowym możemy przekonywać się ostatnio stale. W roli nauczycielki Godziszewska łączy elementy dramatu, kiedy autentycznie broni unikalności kompozycji Chopina i komediantki, co i rusz wznosząc ręce ku niebu. I to ona, nie pianista, jak bywa przy monodramach, czy innych interpretacjach scenicznych tego tekstu fantastycznie parodiuje różne stylistyki wykoślawiania chopinowskich nut.
W efekcie otrzymujemy sprawnie poprowadzoną interpretację dobrego tekstu, coś jakby powieść w wydaniu dźwiękowym z ruchomymi postaciami. Przesłanie tekstu o sposobach interpretacji muzyki, jej roli w życiu wrażliwych ludzi, także terapeutycznej, wybrzmiewa ze sceny i z głośników. Widz daje się wciągnąć w dialogi, nie zauważając braku dekoracji, zaś umowność instrumentów tylko pomaga w pracy wyobraźni. Kto lubi banały w rodzaju „Muzyka jest przede wszystkim doznaniem fizycznym”, czy „Każdy ma swoje miejsce! Ale tylko jedno jest przeznaczone dla wirtuozów: cyrk. Niech tam się produkują i tam zostaną!” będzie czuł się na tym spektaklu dopieszczony. A przy tym to naprawdę relaksujące 80 minut.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz