Teatr Dramatyczny – Chłopcy, czyli psychicznie okaleczeni wobec wolności
Adam Biernacki wziął na warsztat klasyczny komediodramat Stanisława Grochowiaka „Chłopcy”. By uwspółcześnić tekst osadzony w domu starców, nadał postaciom bardziej współczesnych wymiarów, ale i tak nie uratował tekstu przed mieliznami autora opętanego wszak chorobą alkoholową.
Bo też i w „Chłopcach” wódka musi się polać strumieniem. Po co? Ano właśnie. Wszak za parawanem imprezki każdy ma swoją traumę. Jaką? Nie wyjaśnia tego ani Grochowiak ani reżyser Adam Biernacki. Zresztą czy idąc do teatru oczekujemy łopatologii? Możemy się tylko domyślać, że Jo-jo (Marek Tyszkiewicz) z jakiegoś powodu został kopnięty w zadek przez kościelną hierarchię, Smarkul (Bernard Bania) to po prostu świr, który uwierzył że jest Supermanem, zaś Kalmita – jedna z najważniejszych postaci komediodramatu, to facet, który żeniąc się z młodą aktoreczką nie spodziewał się, że bardzo szybko odstawi go na boczny tor. I właśnie ta postać – fantastycznie zbudowana przez Krzysztofa Ławniczaka przejdzie największą metamorfozę. Chociaż najbardziej poruszający jest w scenie nocnego spotkania z Siostrą Przełożoną, czyli Katarzyną Mikiewicz. Czy Ławniczak zdobędzie wolność, czy wolność w rozumieniu Grochowiaka to tylko możliwość wyboru drogi ucieczki?
Bo na swój sposób „Chłopcy” to także opowieść o zniewoleniu, podporządkowaniu, wykorzystaniu władzy w imię iluzorycznych wyższych celów. Monika Zaborska jako Siostra Maria od pierwszej sceny daje do zrozumienia, że jest osobą pryncypialną, ale posłuszną. Jednak kiedy sytuacja ulegnie zmianie, to nie tylko to ona będzie egzekwowała posłuszeństwo, ale i wprowadzi cenzurę i donosicielstwo. I nagle okaże się, że osoba z tytułem profesorskim (groteskowy Sławomir Popławski) bez oporów zostanie denuncjatorem.
Stanisław Gochowiak zdecydowanie nie cenił kobiet. Siostra przełożona wybiera wolność, ale nie wiemy czy stoczyła jakąś walkę, ma jakieś marzenia, czy po prostu ma dość atmosfery zakładu. Żona Kalmity – śpiewająca aktoreczka operetkowo zagrana przez Agnieszkę Możejko-Szekowską to pozbawiona zasad karierowiczka, zaś pokojówki, czy podkuchenne – Katarzyna Siergiej i Paula Gogol swoje postaci prezentują jako skończone idiotki śliniące na widok facetów. Ba, w uciekinierach ze związków, widzą słodkich drani. Czasy się zmieniają, a ludzie?
Formalnie – Adam Biernacki uwodzi młodszych widzów, wykorzystując w sztuce piosenkę Sanah z Grzegorzem Turnauem „Sen we śnie”, wykorzystując ją jako tło do niemal baletowych etiudek, przez moment włącza teatr cieni, Joanna Jaśko-Sroka ciekawie wykorzystała dosyć płytką przestrzeń sceny. W efekcie uzyskujemy coś pomiędzy kabaretem wykorzystującym dość stereotypowe wizje męskich i kobiecych ról i kameralnym dramatem. Kto wygrał tę walkę z własnymi demonami? Kalmita, który ucieka po to, by wrócić, Siostra przełożona, która definitywnie znika z chorego miejsca, czy triumfująca Siostra Maria?
I Stanisław Grochowiak i Adam Biernacki pozostawiają widzów z tym pytaniem na drogę. I kiedy ucichnie śmiech – z prawdą trzeba zmierzyć się już na własny rachunek.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz