Teatr Dramatyczny w Białymstoku. Trup w każdym telewizorze
Dwie dekady wcześniej Eric Coble napisał sztukę „The Dead Guy”. Niemal równo w 20 lat po premierze w Denver, w stanie Colorado, swoją wizję sztuki „Trup” rozpisaną na aktorów Teatru Dramatycznego zrealizował Piotr Dąbrowski, wcześniejszy dyrektor wojewódzkiej sceny.
4 marca 2001 roku polscy telewidzowie zobaczyli pierwszy odcinek reality show „Big Brother”. Wówczas ten debilny pomysł zaintrygował licznych jeszcze u początku XXI wieku telewidzów, a uczestnicy wyruszali w Polskę w trasy, niczym trzy dekady wcześniej Czterej Pancerni. W 2025 roku oglądanie telewizji, nie tylko wśród młodych ludzi, jest zdecydowanie passe. Czy zatem na scenie, oprócz obiecanego trupa, zobaczymy coś, co może zaskoczyć? Owszem – zrealizowane z humorem pastisze reklam. I to by było na tyle.
Skoro jednak spora grupa osób poświęciła swoją energię na odgrywanie wariacji na temat telewizyjnych igrzysk – wypada przyjrzeć się ich trudowi. I tu Piotr Dąbrowski nie strzelał ślepakami. Papierowy i przewidywalny jak turecki serial tekst włożył w usta właściwych aktorów.
Katarzyna Mikiewicz idealnie oddaje stereotypową gwiazdę telewizji. Uwodzicielską, stanowczą, zmieniającą się w jednej chwili, kiedy zapala się czerwone światełko kamery. Osobę, której widzowie nie powinni polubić. Twardą i zdecydowaną iść po swoje.
Tytułowym trupem jest dobiegający trzydziestki Michał Przestrzelski. Z jego emploi równie dobrze może być przegrywem, co romantycznie zakochanym chłopakiem. Czy ma własny kręgosłup? Zdaje się, że jego decyzjami steruje dziennikarka, a on sam ma niewiele szans, by zagrać jakieś wątpliwości. Jaki tekst – takie sceny.
Brawurowa Justyna Godlewska w roli matki to jedna z najzabawniejszych postaci w „Trupie”. A że widząc zainteresowanie telewizji losami jej syna przejdzie metamorfozę – to trochę niespodziewany finał, ale i bardzo zabawny.
Świetnie ucharakteryzowany Bernard Bania gra zblazowanego kamerzystę, ale nie boi się i interakcji z publicznością i to on jako jedyny stawia kluczowe w całej sztuce pytanie. Jest idealnym partnerem w pracy dziennikarki i ma swój mały nałóg – a jak.
Świetną twarz ukazuje w drugiej części sztuki Sławomir Popławski, kiedy rezygnując ze swojej maniery podawania tekstu bawi się rolą inspicjenta. I publiczność to z miejsca kupuje! Mniej entuzjazmu wzbudza epizod Popławskiego w roli ochroniarza w Disneylandzie. Zdaje się, że Coble przeszarżował z zabawnością jego kwestii.
A że wszystkie sztuki i tak są o miłości – musi być i relacja romantyczna. Paula Gogol w roli nieskomplikowanej córki rzeźnika, „cudzeski”, w obowiązkowych kowbojkach i postrzępionych krótkich spodenkach to także trafienie w 10.
Tytułowy bohater opowiada o swojej atencji do zespołu Led Zeppelin. I tu niespodzianka – Paula Gogol wraz z Agnieszką Możejko-Szekowską i Beatą Chyczewską śpiewają, a jakże inaczej, „Schody do nieba”. Interesujące, choć rozpoczynające sztukę wersja tria „Bang Bang (My Baby Shot Me Down)” – stareńkiej piosenki Cher wypada jakby ciekawiej.
Za zabawne filmiki i wspomniane reklamy odpowiadał Bartosz Chiliński. W opisie Dramatyczny nie wspomina, kto przygotował aktorki wokalnie – a szkoda.
Czy prosta rozprawka moralna może poruszyć? Nie sądzę. Bawić – owszem, jeśli komuś nie przeszkadza temat mocno oklepany. A że kiedyś śmialiśmy się z czeskiej komedii „Trup w każdej szafie” pozwalam sobie skwitować owo multimedialne dzieło trawestacją „Trup w każdym telewizorze”. The End.
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz

