Tribalanga 2023. Wolność w otulinie Biebrzańskiego Parku Narodowego

Mnogość atrakcji i zdarzeń i wydarzeń, ludzi, dekoracji i muzyki wokół jest bardzo bogata – przekonuje Joanna Sićko. – Ale pomimo wszystko w tamtym miejscu jest takie poczucie, że możesz odejść kawałek dalej i jesteś w zupełnie dzikim lesie, jesteś sam i czujesz się naprawdę wolny.
– Z festiwalem Tribalanga jestem od pierwszej edycji – mówi Joanna Sićko, jedna z organizatorek festiwalu. – Pamiętam to uczucie w 2016 roku, kiedy jechałam w nieznane. Dostałam informację o imprezie, która jest organizowana w okolicach Supraśla. Przyjechałam w tamto miejsce i poczułam, że ono jest moje. Od tamtej pory organizuję Tribalangę razem ze wspaniałymi ludźmi. Przed tą edycją zaczęłam się zastanawiać, co jest takiego wyjątkowego w tym festiwalu i jakbym mogła Was zachęcić do tego, abyście do nas przyjechali. Pierwsze co mi przyszło na myśl to chyba poczucie wolności, jaką można tam poczuć. Jeżdżę po różnych festiwalach i doświadczam tego w swoim życiu. W Tribalandze jest wyjątkowe to, że czuję się tam po prostu wolna. Mnogość atrakcji i zdarzeń i wydarzeń, ludzi, dekoracji i muzyki w koło jest bardzo bogata. Ale pomimo wszystko w tamtym miejscu jest takie poczucie, że możesz odejść kawałek dalej i jesteś w zupełnie dzikim lesie, jesteś sam i czujesz się naprawdę wolny. To jest bardzo fajne uczucie. To jest uczucie, na które czekam mieszkając w mieście. Bardzo lubię tego doświadczać i chyba właśnie to jest najfajniejsze, że mam wybór. Że mogę posiedzieć, posłuchać ptaków gdzieś w lesie sama, a kawałek dalej odejdę i jestem już na występie jakiegoś super artysty z drugiego końca świata. Festiwal organizujemy w okolicach Goniądza. To jest miejscowość Łazy, jakieś 5 km od centrum miasta. Wybraliśmy te miejsce ze względu na walory przyrodnicze. Przede wszystkim w niedalekiej okolicy jakieś 20 minut spacerem jest Biebrza. Są takie naturalne zakola z zejściem do niej. Także to jest bardzo fajne. Da się odczuć, że jesteśmy blisko tej rzeki. No i przede wszystkim otacza nas piękny las oraz łąka, która ma miano łąki Natury 2000, więc jest porośnięta różnymi kwiatami i ziołami. Zawsze przed festiwalem parzymy sobie herbaty z tego co tam w koło rośnie, bo jest to naprawdę bogate środowisko.
Festiwal wciąga jak biebrzańskie bagna
– Festiwal poznałem w 2020 roku podczas pandemii, a to za sprawą Grześka, który jest muzycznym sercem festiwalu, kiedy przeprowadził się do Katowic – opowiada Filip Komaniecki, współorganizator imprezy. – Tam na jednej z imprez usłyszałem jak gra, zobaczyłem jego profil na Instagramie i stwierdziłem: o kurczę, robi coś ciekawego, muszę tam być. Pojechałem i w zasadzie od pierwszego dnia już wiedziałem, że też chcę razem tworzyć ten festiwal. Jest to po prostu niesamowite i cudowne. Przestrzeń, miejsce, można robić wszystko, spełniać się. Ja tutaj znalazłem taką swoją drugą rodzinkę na Podlasiu. Jako mieszkaniec Mysłowic, które są obok Katowic, czuję się tutaj naprawdę bardzo dobrze. Jest niespotykana natura, czuć zupełnie inną energię. To miejsce, w którym tworzona jest Tribalanga ma taką potężną moc, że chce się po prostu tu wracać co roku. I myślę, że wszyscy uczestnicy, którzy do tej pory byli, też czują to samo.
Na Tribalandze zajmuję się przyziemnymi rzeczami, czyli jedzeniem i zakupami, ale bez tego ani rusz – śmieje się Alicja Jankowska, współorganizatorka festiwalu Tribalanga 2023. – Znalazłam się tam po raz pierwszy w 2019 roku jako uczestniczka. Zakochałam się! I później spotkaliśmy się z moim bratem ekipą Tribalangi u wspólnej znajomej niejakiej Biebrzańskiej wiedźmy na Sylwestrze i tak wsiąknęliśmy. Najpierw pomagałam jako wolontariuszka. Po kolejnej edycji dostałam propozycję zajęcia się strefą wystawców. Dla mnie Tribalanga to jeden z takich najważniejszych punktów w roku. Moje światełko w tunelu i gdy nie mam już siły nic robić na Tribalangę zawsze się znajdzie. Uważam, że to jest naprawdę magiczne miejsce, gdzie jest klimat i egzotyczny i jednocześnie rodzimy, takie niepowtarzalne, unikalne połączenia.
Tribalanga to także instalacje w naturze
– Tribalanga to muzyka, natura i sztuka oraz nauka, czyli warsztaty – dodaje Joanna Sićko. – Festiwal rozpoczyna się 3 sierpnia, ale my w tym roku byliśmy tam po raz pierwszy już jakoś chyba w lutym, jak jeszcze leżał śnieg i były robione pierwsze większe prace. No i tak systematycznie jeździmy tam, działamy, bo liczy się dla nas aspekt wizualny festiwalu, co rozumiemy szeroko jako sztukę. Nie montujemy żadnych scen zewnętrznych. Każda scena tak naprawdę jest zrobiona ręcznie przez nas, jest zrobiona z drewna. Stawiamy na naturalne materiały, mamy różne instalacje w przestrzeni festiwalowej: z gliny, z cementu bądź z gipsu. Stawiamy na takie surowe, fajne, prawdziwe materiały. To się dla nas liczy. Liczy się też, że się to ładnie wkomponuje w przestrzeń leśną i nie będzie straszyło kolorem. Te większe instalacje czy sceny muzyczne zostają po festiwalu i wyglądają pięknie. Chociażby ta kobieta, taka leżąca, duża. Ona ma chyba z 3 metry długości i leży po prostu w lesie, jest zrobiona właśnie z gipsu i ona z biegiem czasu porasta, bo robi się na tym naturalny mech. Zielenieje, więc to wszystko wygląda cudownie. Na festiwalu są dekoracje, są jakieś instalacje, jest scena muzyczna i są ludzie, a wkoło są po prostu krzaki i drzewa. I to sprawia, że te telefony i zerkanie w nie, w to co się dzieje w tym wirtualnym świecie, przestaje być po prostu istotne, bo nie ma to wartości mentalnej i wizualnej w takiej chwili. Wtedy przestaje być atrakcyjne to, co robi ktoś, kogo obserwujemy na Instagramie czy Facebooku, bo po prostu dużo ciekawszych rzeczy do doświadczania jest z zewnątrz, więc to w sumie tak naturalnie wychodzi. Mamy tu przestrzeń do ładowania telefonów, ale naprawdę rzadko widziałam ludzi, którzy stoją i obsesyjnie ładują te telefony, bo po prostu nawet jak się telefon rozładuje i włączysz go dopiero po czterech dniach, to nic straconego. To sprawia tylko, że jesteś bardziej nastawiona na odczuwanie, przeżywanie i po prostu bycie tam na miejscu.
– Przez pierwsze dwie edycje też miałem telefon schowany w plecaku i absolutnie z niego nie korzystałem – wspomina Filip Komaniecki. – Dopiero po festiwalu sobie przypomniałem, że jest coś takiego jak telefon. Ludzie po prostu odcinają się od świata, takiego zewnętrznego i są w tej tribalangowej bańce.
Kto i co zagra w 2023 roku?
Festiwal odbywa się od 3 do 6 sierpnia. Zaczynamy spektaklem otwarcia Tribalangi. W zeszłym roku ten spektakl, który się odbył, odniósł wielki sukces. Chcielibyśmy powtórzyć i w tym roku zaprosiliśmy do współpracy kilka grup z różnych regionów Polski. Mamy grupę tancerzy Białegostoku i bębniarzy z Białegostoku, jest grupa cyrkowo-kuglarska ze Śląska, są dziewczyny z ASP z Krakowa. Przygotowujemy się do tego bardzo solidnie i prace nad tym spektaklem trwają już długo. Zarówno jedna scena, jak i druga będą otwarte. Scena Patchouli już w czwartek, a w piątek będzie otwarcie sceny Sol. Naszą muzykę można podzielić na dwa takie gatunki. Jest to muzyka elektroniczna i muzyka żywa, z naturalnymi instrumentami. Mamy w zasadzie głównie polskich wykonawców, bo jest to polska edycja z kilkoma wyjątkami. Pierwszym wyjątkiem jest artysta z Izraela – Zero Cult, który gra muzykę bardzo przyjemną, taki masaż dla mózgu..
Kolejną osobą zza granicy jest Jass Yang – Tajwańczycy, który mieszka w Londynie. Dużo jest wschodnich klimatów w jego muzyce. Jest to też muzyka elektroniczna. On gra live act. Dużo Azji czuć w jego muzyce. W zasadzie u nas ten orient można odmieniać przez wszystkie przypadki. Tak samo jak muzykę etniczną. Będzie Moribaya, która jest z nami już trzeci raz. To zespół, który gra muzykę afrykańską. Z polskich artystów na pewno ciekawym artystą jest Essex, który też już z nami będzie drugi raz. Będzie również Banati Crew. To jest cały kolektyw elektronika i etnika. Będzie +również Robert Fernn, który też z nami będzie już drugi raz i za naszą namową stworzył pierwszego swojego live acta, więc trochę aktywizujemy ludzi do tego, żeby tworzyli coś specjalnie dla nas. Będzie białostocki towar eksportowy, czyli Cicha i Swada – niesamowity duet nominowany w tym roku do Fryderyków. Kolejną taką ciekawą propozycją będzie wspólny występ Barta Pałygi i Sitartronic.
– Dużym przemyśleniem jest nasza koncepcja sceny Sol, czyli tej sceny, jak ją nazywamy nocnej, takiej tanecznej, bardzo energicznej – opowiada Joanna Sićko. – W tamtym roku graliśmy na niej bardziej techno, więcej disco. W tym roku postanowiliśmy wrócić do takiej pierwotnej koncepcji Tribalangi, gdzie na tej właśnie scenie pojawiało się więcej transu, goa-trance. I w tym roku również zapraszamy takich artystów jak Vanderson czy Sourone, którzy grają energicznie, grają transowo. Bardzo się cieszę, że do tego wracamy, bo wpasowuje się to po prostu w klimat takiego rave i dzikiej imprezy na takiej plaży leśnej między sosnami, gdzie muzyka zaczyna grać później, gra do rana, gra energicznie, mocno, gdzie zostajesz sam ze sobą i z tymi wibracjami, które płyną z głośników.
Warsztaty dla ciała i ducha
– Warsztaty, jak to co roku u nas, dzielimy na kilka grup – dodaje Filip Komaniecki. – Są warsztaty ruchowe, są warsztaty artystyczne, warsztaty rękodzielnicze. W tym roku będzie można między innymi nauczyć się tańca hula połączonego z grą na ukulele. Będzie można stworzyć swoje własne mieszanki ziołowe w formie herbat, kadzideł. Z warsztatów ruchowych – będą warsztaty playfight i antyspinka.
– Mnie szczególnie zaciekawił warsztat ruchowy antyspinka, bo jakoś tak mam tendencję do spinania się – czy to praca, czy w ogóle jakiś stres to wszystko w ciele zostaje – dodaje Alicja Jankowska. – Bardzo fajne jest to, że prowadzący całościowo podchodzi do tego, żeby nasze ciało było rozluźnione, spokojne i tłumaczy jak to jest istotne do tego, żebyśmy się dobrze czuli, bo bardzo często gdzieś coś nam ciąży i jest ta spinka w ciele. Na Tribalandze ważna jest przestrzeń takiego leśnego spa. Mam na myśli saunę i balię, która do nas przyjeżdża też już trzeci rok z rzędu. Koncepcja sauny, witkowania, całej ceremonii sauny będzie po raz czwarty. Pamiętam, jak pierwszy raz pomyśleliśmy o tym, żeby sauna była na festiwalu. Znaleźliśmy ekipę, która przyjedzie. I tak sobie pomyślałam kurczę, jak tam jest 30, 35 stopni? I Słońce? Kto tam będzie myśleć w ogóle o saunie? Natomiast klimat Goniądza i tego parku, w którym organizujemy Tribalangę jest taki, że za dnia jest 30-35 stopni, ale wieczorem już robi się chłodno, mgła zachodzi na łąkę i robi się zimno, więc wtedy ta sauna i balia wchodzą po prostu idealnie. Plus ceremonie, które same dodają pikanterii. No bo każdy z nas na pewno zna saunę – taką basenową, w której można się wygrzać. Natomiast doświadczenie takiej ceremonii witkowania witkami brzozowym czy dębowym, cudowne doświadczenie, przeżyłam kilka razy i porównywalne do naprawdę pięknych, psychodelicznych wręcz podróży.
– W tym roku tworzymy pierwszy raz strefę healing, w której będzie można doznać koncertów relaksacyjnych, będą sesje oddechowe, będą właśnie różne zdrowotne wykłady i warsztaty – zapowiada Filip Komaniecki. – Także to jest taka nowość, dawną strefę masaży przekształcamy w większą przestrzeń.
Gastronomia i zakupy niemal dla każdego
– Oprócz ducha pamiętamy też o ciele – dodaje Alicja Jankowska. – Można tu dobrze zjeść. Mamy takie polskie klasyki jak zapiekanki, mamy też kuchnię regionalną, koła gospodyń wiejskich. To zawsze się ceni, zawsze są kolejki i mamy też smaki egzotyczne. Będziemy mieć kuchnię meksykańską, będziemy mieć wegańskie jedzenie roślinne i będziemy mieć słynne wrapy z boczniaków. Na Tribalandze można też ubrać się od stóp do głów, wyposażyć się od A do Zet. Łatwiej byłoby wymienić czego u nas nie można kupić, niż to, co można. Biżuterię wykonaną w przeróżnych technikach. Mamy też kilka stoisk z ceramiką z takimi fajnymi zwierzęcymi motywami i mamy mnóstwo ubrań i ręcznie robionych, ręcznie malowanych, przerabianych, upcyclingowych, ale też egzotycznych. Będą ciuchy z Indii i będą z Tajlandii. Warto się też nad Tribalandze wyposażyć w nerki. Nerki są bardzo ważne na festiwalu. To też u nas znajdziecie, jeśli jeszcze nie macie. Będą świece na zimowe wieczorki, żeby przypomnieć sobie jak było na Tribalandze tego lata.
– To są rzeczy materialne, ale przez to, że je się kupuje w tym miejscu to jakaś taka energia, moc z nimi zostaje – twierdzi Joanna Sićko. – Mamy z Filipem nerki z tego samego stoiska, takiego super kolorowego kramiku, który sprowadza produkty z Nepalu. I to są właśnie nerki, które są zrobione z naturalnych, surowych włókien konopnych. I taka pamiątka z tej edycji festiwalu, z tych ludzi, z tych doświadczeń zostaje z nami.
– To są pamiątki, to są wspomnienia, ale to też przede wszystkim jest w większości rękodzieło, więc wspieramy różnych lokalnych i z trochę dalszych regionów, artystów – podkreśla Alicja Jankowska. – Zachęcam Was wszystkich bardzo serdecznie do sprawdzenia nas chociażby w Facebooku czy Instagramie.. Może się wydawać, że jak trochę dzikusy zamykamy się w lesie i gołymi stopami chodzimy po piachu czy szyszkach, ale naprawdę zaręczam, że jest to przestrzeń dla każdego. Nawet jeżeli nie lubisz spać w namiocie pod gołym niebem, to bardzo blisko jest masa agroturystyki, więc można spokojnie przespać się w łóżku z telewizorem i łazienką. Myślę, że warto doświadczyć tego, że możesz na moment pobyć w naturze, gdzieś tam się odciąć od miejskiego świata i po prostu spróbować wolności na świeżym powietrzu. Spróbować tych warsztatów, spróbować tej muzyki, spróbować doświadczania nowych znajomości. Jeżeli tego nie lubisz, na pewno też znajdziesz tam dla siebie miejsce.
Z organizatorami rozmawiała Małgorzata Turecka, Radio Akadera