Wesołe konstytucje Lecha
Lech Janerka, fot. Jerzy Doroszkiewicz
70-letni buntownik z dobrych powodów, a może najzabawniejszy wojak świata? O tym, że dobre teksty są zawsze w cenie będzie można przekonać się w ten weekend w Białymstoku.
Dla wielu ten koncert będzie wydarzeniem. W 2012 roku, o 11 lat młodszy muzyk był jedną z najjaśniejszych gwiazd szukającego dopiero swojej formuły Halfway Festival. Grał podczas Dni Sztuki Współczesnej czy w kultowej Drezynowni. Po 18 latach powraca z nową płytą. Czy wyobrażacie sobie, że jest tylko 10 lat młodszy od Micka Jaggera?
O kim mowa? O mistrzu formy słowno-muzycznej – wrocławskim muzyku – Lechu Janerce. Można powiedzieć, że poszedł na kompromis z komuną, bo w 1983 roku z zespołem Klaus Mitffoch wystartował w Ogólnopolskim Turnieju Młodych Talentów i w nagrodę mógł nagrać dwa single. Ten drugi – o chwilowej radości z wypłaty zyskał status evergreenu. Biorąc decyzję Janerki w obronę warto przypomnieć, że w owym czasie w Tonpressie swoją epkę miała też grupa Dezerter. Ale do rzeczy.
Wielbiciele polskiego rocka lat 80. debiutancki album Klausa Mitffocha do dziś cenią sobie bardzo wysoko. Bo w mojej opinii to dzieło kompletne – i muzycznie, i jeszcze bardziej – tekstowo. Zmienia się kontekst, ale moc słów „Wiele rąk i zbyt mało głów/O faszyzmie łatwo nic nie mówić” pozostaje. Albo „Kiedy już sparszywieją dni/A Tobie krwią za długi przyjdzie płacić/Kiedy już będzie pełno krwi/Wtedy nie krzycz mi bzdur że to dla mnie”. Lech Janerka szybko stał się artystą osobnym, a może był nim od początku. I już na pierwszej solowej płycie, maskując przed ówczesną komunistyczną cenzurą przesłanie wesołym rytmem reggae śpiewał „Są wesołe konstytucje/Które mają jeden cel/Chcą oddalić rewolucje/Ale my to mamy gdzieś”. Brzmi znajomo? Ten bunt w czasach komuny miał sens.
Potem było jeszcze kilka stylistycznych wolt i wiele przebojów. Dziś przecież każdy wie, że wybierając się na przejażdżkę rowerową wypada ubrać się „w obcisłe, bo to warto mieć styl”. To co? Flaga na maszt i koncert jest nasz. W Zmianie Klimatu Lech Janerka gra w sobotę, a nową, pierwszą po 18. latach płytę wydaje 17 listopada. To tak jak The Rolling Stones! Przypadek?
Ale dość żartów. Lech Janerka to muzyk instytucja i tekściarz znakomity. Tymczasem rock and rollowa Sex Bomba też dobiega już czterech dekad. Wraz Londynem 70. zagra w sobotę w pubie 6-ścian.
W sobotę i niedzielę fani amerykańskiego musicalu maj szansę usłyszeć muzykę skomponowaną przez Gary’ego Guthmana do opowieści o trudnych losach polsko-żydowskiego dziedzictwa. Libretto to wspólne dzieło kompozytora i wybitnego polskiego scenarzysty i reżysera – Domana Nowakowskiego. W „Liście z Warszawy” twórcy odkrywają zapomniane prawdy odkłamując narosłe przez lata stereotypy poprzez słowa i muzykę oraz przechodząc ponad barierami, a zaskakujący rozwój akcji, sprawia, że widz nigdy nie jest pewien, co wydarzy się za chwilę.
Wielbiciele przebojów muzyki klasycznej będą mieli szansę po raz kolejny posłuchać „Czterech pór roku” Vivaldiego, tym razem w wykonaniu Zespół Muzyki Dawnej Diletto pod dyrekcją prof. Anny Moniuszko. Dlaczego zwracam na to uwagę. Ano magnesem, oprócz niewątpliwej przebojowości dzieła, jest postać Erika Bosgraafa – profesora fletu prostego, który dodatkowo zagra dwa koncerty fletowe D dur (RV 428) oraz G-dur (RV 437) Vivaldiego.
Zabawnie będzie w Teatrze Wierszalin, który w ten weekend przypomina „Wziołowstąpienie”, Dzieci warto zabrać do Białostockiego Teatru Lalek na „Robota i Motylka” bądź „Ślimaka”.
A jeśli chodzi o aktora tego teatru, dr. Błażeja Piotrowskiego, nauczyciela w naszej filii Akademii Teatralnej, to jako reżysera performatywnego czytania będzie można go docenić w sobotę i w niedzielę w Uniwersyteckim Centrum Kultury. Tam prezentowany będzie tekst wziętej polskiej dramaturżki Maliny Prześlugi „Kwaśne mleko”. Autorka nie ucieka od trudnych tematów, każąc widzom zastanowić się nad pozycją kobiet w rodzinie i społeczeństwie oraz rolą, jaką odgrywa w postrzeganiu i definiowaniu kobiecości imperatyw macierzyństwa.
To na poważnie, a co z żartami w teatrze? „Przygodami dobrego wojaka Szwejka” zaczytywały się całe pokolenia, a i ekranizacji i inscenizacji było bez liku. Jak z legendarnym maruderem i pacyfistą poradzi sobie Mirosław Bieliński przekonają się widzowie Nie Teatru, który zorganizował II Dni Czeskie. Jest piosenka, literatura i kino.
Tym razem ciekawie będzie w Forum, gdzie zapowiada się cały cykl przedpremierowych pokazów filmu „Zabójca” z Michaelem Fassbenderem zaś kina wielosalowe wprowadzają na ekrany kolejną polską komedię. „Miało cię nie być” to opowieść o trudnej relacji dorastającej córki z ojcem, a że córkę gra Sonia Szyc, a ojcem jest – tak zgadliście – Borys Szyc, to i plotkarskie portale mają już używanie.
W takim razie – może warto polecić specjalny pokaz filmu opowiadającego o chyba najbardziej brawurowych latach w historii polskiego jazzu, czyli „Na zawsze Melomani”. W zespole grał między innymi Jerzy „Duduś” Matuszkiewicz – kompozytor choćby niezapomnianej muzyki do serialu „Stawka większa niż życie” i wielu, wielu innych. Warto zobaczyć
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz