Wiara, nadzieja, miłość, rodzina
Czego możemy oczekiwać idąc w te dziwne marcowe dni do kina? Jeśli chcecie zobaczyć, jak pięknie można sfilmować wiarę, nadzieję i miłość – nie przegapcie filmu Bartosza Blaschke. Moc wzruszeń gwarantowana.
Ten film oparty jest na faktach. Faktach tak smutnych i przygnębiających, że naprawdę trudno uwierzyć w happy end. I choć może nie jest tak spektakularny, jak w hollywoodzkich superprodukcjach, trudno się nie wzruszyć. Ale okazji do drgnień serca podczas oglądania filmu „Sonata” będzie dużo więcej. Tak, oczywiście, wiem że miliony kinomanów na całym świecie czekają na nowego „Batmana” z twarzą Roberta Pattinsona. Od czasu filmu „Lighthouse” mam dla niego wiele szacunku, ale ta produkcja poradzi sobie i bez nas. Za to „Sonata”, debiutując 4 marca może zwyczajnie przepaść, a byłoby szkoda. Bo to i historia niezwykła i w dodatku zagrana w sposób bardzo przekonujący.
Wyobraźcie sobie 26-letniego dziś Michała Sikorskiego, który musi grać w filmie chłopaka lekko innego, w dodatku nie umiejącego prawie mówić i niesłyszącego. Ale za to zdeterminowanego jak mało który jego rówieśnik obdarzony normalnym słuchem i mający dostęp do edukacji. Bo „Sonata” to również oskarżenie polskiego systemu opieki zdrowotnej, opieki nad niepełnosprawnymi, systemu który zamiast kształcić, woli podtrzymywać fikcję państwa opiekuńczego. A główny bohater filmu, rzeczywiście żyjący w Murzasichlu Grzegorz Płonka, w swoim osobistym nieszczęściu ma niezwykłe szczęście. Kochającego ojca i równie oddaną przybranemu synowi macochę. Małgorzata Foremniak jest jak mityczna wilczyca – walczy o syna z bezdusznymi nauczycielami, pseudopedagogami i daje mu miłość. I ona, i ojciec zagrany bezbłędnie przez Łukasza Simlata dają dziecku bezgraniczną miłość i nie tracą wiary, że syn może być zdrowy. Trudno im nie kibicować i trudno nie podziwiać samej postaci filmowego Grzegorza Płonki, który najzwyczajniej w świecie umie domagać się swoich praw i respektowania jego uczuć, wrażliwości. Zarówno od nauczycieli, jak i dziewczyny, która nie z własnej winy zawodzi jego oczekiwania. Jest szczery, ale też pełen miłości. W epizodach zobaczymy legendarnego Lecha Dyblika oraz mistrza Jerzego Stuhra. Nic dziwnego, że grający Płonkę Michał Sikorski zdobył Złote Lwy za najlepszy aktorski debiut na festiwalu w Gdyni a publiczność tego festiwalu właśnie „Sonacie” przyznała swoją nagrodę. To mój typ tygodnia – obraz pełen humoru, optymizmu, a także wiary, nadziei i miłości.
Brak miłości, rozpad rodziny, niespełnione oczekiwania – to wszystko można znaleźć w świetnym filmie „Córka”. Laureatka Oskara Olivia Colman gra tu prowokującą rolę matki, która po latach zaczyna zastanawiać się, dlaczego utraciła instynkt macierzyński. To także ciekawy głos w dyskusji o równości płci podczas budowania swojej kariery zawodowej i prawa do poszukiwania szczęścia w miłości. Czy cena, jaką płaci tytułowa córka za specyficznie pojmowaną wolność jest adekwatna do bilansu zysków i strat? Film równie niepokojący, co intrygujący.
W tym tygodniu fanów musicali czeka wyjątkowa premiera. „Cyrano” to zupełnie inne spojrzenie na sztukę teatralną z końca XIX wieku. Jeśli pamiętacie komedię „Roxanne” ze Stevem Martinem w roli długonosego Charlie Balesa, śpiewana wersja komedii ma w roli głównej niskorosłego Petera Dinklage, czyli Tyriona Lannistera z serialu „Gra o tron”. Piękna muzyka i romantyczna opowieść podobno wyciskają wodotryski łez. Trzeba będzie sprawdzić.
Ciekawą sytuację mamy zaś w Teatrze Dramatycznym. W tym tygodniu premiera „Pomocy domowej”, gdzie w roli tytułowej mamy w tekście farsy niejaką Nadię, czyli kobietę ze wschodu. Na scenie kameralnej zaś 30-lecie świętuje genialnie wyreżyserowany i zagrany monodram „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. Przebojowa kpina z sowieckich sołdatów najeżdżających Polskę w roku 1939 w marcu 2022 brzmi cokolwiek dziwacznie, ale kunszt aktorski Krzysztofa Ławniczaka gwarantuje widowisko na najwyższym poziomie. Bo ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.
W Białostockim Teatrze Lalek starsze dzieci rozbawia „Andersen kosmiczny agent”, zaś wielbiciele łączenia gatunków mają szansę na dobrą zabawę z Moniuszką, tym od pieśni i narodowej opery, w roli głównej.
Wątek rosyjski, w postaci cara, objawia się też w rewelacyjnym spektaklu „Wierszalin. Reportaż o końcu świata” Teatru Wierszalin. To nie tylko historia nawiedzenia, czy raczej uwiedzenia, ale także historia odrzucenia, niezrozumienia, poszukiwania swojego świata wpisana w wielkie koło historii, które niczym walec rozjeżdża winnych i niewinnych. Historia przedstawiona w wielogłosie, i co ważne, z dużą dozą humoru.
Nie traćmy zatem wiary, nadziei i miłości
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz