O. Edward Konkol – Jak pomagać innym [wideo]

GEEKSTOK VIDEO

O. Edward Konkol – prezes Stowarzyszenia Pomocy Rodzinie „Droga”

  • Jak funkcjonuje stowarzyszenie?
  • Jak nieść pomoc innym
  • O programie pomocy rodzinie na skalę światową

Rozmowa z Ojcem Edwardem Konkolem – prezesem Stowarzyszenia Pomocy Rodzinie „Droga”

  • Werbistą, kapłanem, kaznodzieją, społecznikiem
  • laureatem nagrody im. Jana Rodziewicza „Anody”, Podlaskiej Marki Roku, Medalu 100 – lecia odzyskania Niepodległości i wielu innych
  • twórcą nowatorskiego w skali kraju projektu; „Odbudować rodzinę” i wielu akcji charytatywnych

Czytaj także:

Dobro jest najlepszą przyprawą życia.

 

Transkrypcja wywiadu:

Magdalena Gołaszewska:

Ojcze, ile osób usłyszało to piękne słynne zdanie: „Dobrze, że jesteś. Witaj, dobry człowieku”.

Ojciec Edward Konkol:

Trudno mi powiedzieć, bo wiem, że pierwszy raz to zdanie się pojawiło w takiej mojej rozmowie gdzieś w latach 80. – w roku ’85, 86’. To zdanie  nie wynika z jakiegoś semantycznego określenia, które dziś odkryłem. To zdanie poczęło wynikać z mojego patrzenia na człowieka, a więc stwierdzania czegoś, co widzę w drugim człowieku, a nie tylko i wyłącznie z jakiegoś fajnego hasła, które sobie wymyśliłem.

MG: I to jest tak, że jak ktoś to zdanie słyszy, to przeżywa takie piękne chwile, kiedy pojawia się to poczucie, że Ojciec widzi więcej dobra w nim, niż on sam w sobie widzi.

E.K.: Trudno mi powiedzieć, co on odczuwa, ale na pewno nie okłamuję go w tym momencie, kiedy do mnie przychodzi. To jest prawda.

MG: Lgną Ci wszyscy ludzie do Ojca od lat i chciałam się chwilę nad tym pochylić.

E.K.: Może nie lgną- to ja do nich lgnę. Odkrywając coś pięknego, dobrego, masz chęć to oglądać.

MG: A my mamy tęsknotę słyszenia, że jesteśmy dobrzy.

E.K.: Wydaje mi się, że na tym polega całą ewangelizacja. Ewangelizacja nie polega na robieniu reklamy Bogu. Nie polega na tym, żeby przekonywać kogoś o tym, że Bóg jest. Nie mamy nikogo nawracać w ten sposób. Jestem misjonarzem – werbistą, więc muszę, powinienem być fachowcem od ewangelizacji. Ewangelizacja właśnie polega na tym, żeby odkryć w człowieku coś pięknego, coś dobrego, szlachetnego, coś piękniejszego niż on sam w sobie widzi, i coś prawdziwego, nieokłamującego go, tylko tą rzeczywistość, ażeby poprzez odkrywanie siebie spotkał Boga.

MG: Ojciec robi to w tak niesamowicie poruszający serca sposób, że tych ludzi dotkniętych tym dobrem jest ogromna rzesza. 33 lata temu pojawił się tutaj Ojciec, człowiek morza, który bardziej kochał usłyszeć szum morza, niż szum puszczy, a teraz słyszy raczej szum puszcz. Ale pojawił się tutaj i naprawdę przez ten czas Ojciec bardzo zmienił Białystok, a na pewno Ociec zmienił bardzo rodzaj tego, jak się pomaga ludziom w potrzebie.

E.K.: Trudno mi powiedzieć, nigdy nie było to moim celem, nigdy nie myślałem, że cokolwiek zmienię. Odważyłem się raz w życiu napisać reformę pomocy społecznej, tutaj u nas, w latach 90. Potem, gdy ta nasza koncepcja pomocy społecznej dotarła do Sejmu, jak to przyjęto, ale najpierw „przeorano”, jak oni to „wypluli” na końcu, to już od tej pory nigdy się do tych ustaw nie przyznawałem, że to w ogóle gdzieś wyszło spod mojego serca, umysłu. Dlatego zawsze powtarzam, nie jestem kimś, kto ma reformować. Ja coś odnalazłem, coś mnie pcha do przodu w życiu, coś silnie we mnie pulsuje. Coś pięknego, szlachetnego żyje we mnie, co odkryłem, co poznałem – i to chcę dawać innym, i koniec, tylko tyle, nic więcej.

MG: Bardzo to proste i jak pięknie działa.

E.K.: To jest dla mnie coś pięknego, szlachetnego, nie muszę myśleć, cały czas się zastanawiam w jaki sposób to przekazywać, w jaki sposób innym pomagać, ażeby to odkryli, co ja odkryłem w tej chwili, co niosę w sobie. I tylko tyle, nigdy się nie podejmuję żadnych reform, żadnych przemian ludzi – nic. To jest odkrycie siebie samego, mówiąc prawdę, i świata, który nas otacza. To są jednocześnie dwa elementy.

MG: Chociaż jest sporo ludzi, którzy Ojca na to namawiają, bo dużo takich nowatorskich w skali kraju pomysłów, albo sposobów na to żeby pomagać ludziom, Wy wprowadziliście, np. „Asystent rodziny”, czy niesamowity projekt „Odbudować rodzinę”.

E.K.: To jest właśnie serce całego Stowarzyszenia Droga, ten projekt odbudowy rodziny, ten „Asystent rodziny” to jest ktoś, kto towarzyszy rodzinie. My już od 1997 roku mieliśmy osoby, które były opiekunami rodzin, czyli kimś kto towarzyszy codziennie rodzinie w drodze.

MG: Cudowny pomysł. To taki przyjaciel domu.

E.K.: Tak, przyjaciel, który towarzyszy i wspiera w różnych kryzysach, ażeby odnaleźć klarowną drogę. Natomiast „Odbudować rodzinę” też istnieje od 1997 roku i ta praca z rodziną stała się sercem Stowarzyszenia. To jest serce, to jest podstawowa rzecz, której celem jest odbudowa rodziny, do tego stopnia, aby dzieci, które są bardzo często umieszczone w placówkach takich jak domy dziecka, mogły powrócić do domu rodzinnego. W tym roku powróciło 16, w zeszłym roku 19 dzieciaczków i to wynika nie z naszych analiz, ale z doświadczenia, albowiem na początku pomagaliśmy tylko dzieciom i nagle się okazało, że nie jesteśmy w stanie im dać tego, za czym tęsknią.

MG: Bo to jest taki paradoks, Ojcze, że my na poziomie pewnego systemu tak próbowaliśmy poradzić sobie z problemem w rodzinie, kiedy tam się pojawia jakiś rodzaj niedostatku, biedy, alkoholu, agresji, że my „wyrywamy” dziecko i żeby je ratować, przekazujemy je innym ludziom w inne ręce, do domu dziecka, do rodziny zastępczej. A wy mówicie: „Nie, odbudowujemy tą rodzinę, pracujemy z rodzicami, a dziecko poczeka na nich”.

E.K.: Bo dzieje się pewna rzecz, którą przeoczono, albowiem na początku, kiedy rodzina jest zagrożona tym totalnym rozpadem, jest duża intensywność pracy, pomocy tej rodzinie na różne sposoby – pomoc finansowa, społeczna, terapia. Ale zapomniano o jednym elemencie. Elementem decydującym o tym, czy komuś życie się zmieni lub nie zmieni, jest motywacja. Jeśli ja jestem zmotywowany bardzo mocno z jakiejś przyczyny, coś chcę zmienić w moim życiu – ja to zrobię. Bo wszystko jest gotowe, terapeuci czekają, jakieś grupy wsparcia. Wszystko jest gotowe, cały świat jest przygotowany, żeby alkoholik przestał pić alkohol. Tylko, żeby był on zmotywowany, wtedy 50% pracy ma już za sobą. Motywacja jest elementem podstawowym, wszystko inne jest gotowe.  I w takich momentach, kiedy odbierano dzieci z domu rodzinnego, widziałem koszmar tych dzieci, oglądałem to u moich podopiecznych i nie w zakresie opuszczenia tylko rodziców, bo przeróżne relacje z rodzicami te dzieciaki miały- w momencie odebrania wręcz makabryczne. Natomiast one mają swój świat.  Dzieciak miał swojego kotka i to był cały jego świat: jakaś dziura w szopie, gdzie miał swoje skarby, to wszystko to było całe jego życie. I nagle nie tylko odbierano go od rodziców, ale odbierano mu wszystko, co on ma. Żaden dzieciak idąc do domu dziecka nie mógł iść z własnym kotkiem, a przecież ten kotek, on go pocieszał, kiedy był samotny, kiedy płakał. To był jego jedyny towarzysz, to było całe jego życie, wszystko, co je wypełniało, cała jego nadzieja życia była w tym kotku. Jakim prawem tego kotka zabierano? Dlatego też w końcu stworzyłem własny dom dziecka dla tych dzieciaków po to, żeby z własnym psem i kotem mogły przyjść do domu dziecka, żeby im nie zabierać tego, co jest dla nich ważne i szlachetne. Dalej towarzysząc ich rodzicom, którzy utracili swoje dzieci, nagle zauważyłem, że rodzice są w stanie wszystko zrobić, aby odzyskać te dzieci.

MG: Z tęsknoty do dziecka.

E.K.: Z tej niesamowitej tęsknoty do dziecka. Mówię o latach 90, tu nie chodzi o 500+, to nie jest istotne. W moim wypadku, to nie chodzi w ogóle o to, to nie jest pomoc, to jest głaskanie po głowie. Jakie są konsekwencje – przeróżne, ale nie w tym rzecz. Natomiast już wtedy ci rodzice bardzo chcieli, aby te dzieci powróciły. Z drugiej strony widziałem dzieci, które będąc już kilka miesięcy gdzieś w placówkach, czy w rodzinie zastępczej nawet, w których wtenczas te wszystkie negatywne elementy dotyczące rodziców już gdzieś tam wyparowały – w nich i została już tylko czysta krystaliczna tęsknota za rodzicami. Tylko i wyłącznie. Wtedy stwierdziłem, że najcenniejszą rzeczą jaką możemy dać tym dzieciom jest przywrócenie im domu rodzinnego, pozwolenie, aby powróciły do domu rodzinnego. Wówczas w 1997 roku rozpoczęliśmy ten projekt, który kiedyś się nazywał „Odzyskaj dziecko”, teraz „Odbudować rodzinę”. „Odzyskać dziecko” jest tylko cząstkowe.

MG: Bo to cała rodzina staje na nogi.

E.K.: Tak, gdy się nam udało ten projekt dopracować do końca, nazwaliśmy go „Odbudować rodzinę”, bo to nie tylko jest kwestia przemiany życia rodziców, nie tylko pozbycia się problemu, który zasiał spustoszenie w tej rodzinie, jak alkoholizm. To jest drobnostka. Nagle przemienić, powiem brutalnie – melinę, czyli miejsce spustoszone, jeśli chodzi o wygląd, jeśli chodzi o funkcjonowanie rodziców, w kochający dom rodzinny, to jest nie tylko wiedza, ale to są konkretne warsztaty, konkretna nauka: prania, sprzątania, gotowania, robienia zakupów, organizowania świąt, spędzania wolnego czasu. Potem nauka jak mówić do dzieci, żeby słuchały, jak słuchać, żeby mówiły. Potem jak radzić sobie z agresją własną, z agresją dzieci. Dziesiątki różnych rzeczy, kończąc na najprostszej, chociaż finansowo najbardziej nas obciążającej – na remoncie tych mieszkań, aby sąd podjął decyzję o powrocie dzieci do domu rodzinnego. To jest taki ostatni element tej całej naszej pracy- przemieniamy w normalne mieszkanie taką „melinę”.

MG: To po prostu takie cuda, Ojcze, które się dzieją na naszych oczach, bo 16 rodzin zostało odzyskanych.

E.K.: W tym roku.

MG: Jesteście zachwycający, dostajecie nagrody, bo przecież za ten właśnie projekt dostaliście nagrodę „Podlaska Marka Roku”. Za Ojca działania ta lista jest po prostu ogromna.

E.K.: [Ze śmiechem] Nie mają co robić, to nagrody wręczają, do roboty by się zabrali.

MG: To jest ciekawe, że Ojciec nie pamięta większości z tych nagród. Przypomnę chociaż o tej bardzo ważnej- nagroda im. Jana Rodziewicza „Anody”. Bardzo prestiżowa ogólnopolska nagroda.

E.K.: [Ze śmiechem] Tak? Fajnie.

MG: I mnóstwo innych nagród na poziomie naszego województwa. To są też piękne owoce waszej pracy. Stowarzyszenie, które istnieje od 1991 roku…

E.K.: My istniejemy od 1987 roku, myśmy wtedy zarejestrowali stowarzyszenie.

MG: Chcę tylko powiedzieć, że stworzyliście kilka ośrodków, które zajmują się różnymi tematami, problemami.  Ojcze, rocznie przewija się ilu ludzi pod waszymi skrzydłami?

E.K.: W zeszłym roku, ponieważ nas zmuszono do robienia sprawozdań, licząc te wszystkie ośrodki, które są i osoby, którym udzielamy pomocy- naliczyliśmy 44 tysiące osób, które się przewinęły w ciągu roku, na różne sposoby, czy po pomoc w postaci żywności, ubrań, czy konkretne wsparcie w odbudowie rodziny, czy terapie, zajęcia profilaktyczne. Razem osób się przewinęło 44 tysiące.

MG: Większość z nich usłyszała to zdanie. Na koniec jeszcze chciałam porozmawiać o tym dziele, bo to też jest dzieło Stowarzyszenia, książka „Dobrze, że jesteś”. Bo poza tymi wszystkimi funkcjami społecznymi, to Ojciec jest niesamowitym kaznodzieją i duchownym, który porywa serca ludzi i wtedy też się dzieją cuda- słowem.

E.K.: Nigdy nie przepadałem za językiem polskim, bardziej uwielbiałem rzeczy techniczne, matematyczne, fizyczne. Nie odnajdowałem się w ogóle w języku polskim, w mówieniu. Nie wiem, co jest niezwykłego w słowach, które wypowiadam, bo na pewno nie forma komponowania zdań i mojej werbalizacji. Jest rzecz jedna pewna- poprzez własne życie odkrywałem siebie w efekcie spotykając żywego Boga. Spotykając, a nie wierząc, że On gdzieś jest, i Go analizując. Poprzez ten proces nastąpiło totalnie inne moje patrzenie na świat, na ludzi, na wiarę, na człowieka, na istotę rzeczy. I to co widzę- o tym mówię. Z tym, co odkryłem fenomenalnie wręcz współgrają słowa Ewangelii, to jest to, inaczej powiedziane, ale to jest to samo, co widzę. To wszystko się zgrywa i o tym mówię współcześnie, o tym co widzę, a nie co przeanalizowałem. Mówię o tym,co wymyśliłem, o tym co już nazwałem, a wiele rzeczy nie zdołałem jeszcze nazwać i określić bo widzę je, ale nie potrafię tego wyrazić. Gdybym miał ten dar języka polskiego, może miałbym większą elastyczność umysłu w tym zakresie. Dlatego też może to jest inne, ale na pewno to jest moje. To jest coś prawdziwego, mojego. To nie jest doświadczenie tylko życiowe, tylko moje, to jest bardzo prosta rzecz- patrząc na człowieka jednocześnie coś w nim odkrywasz, coś potrafisz nazwać, czymś się zachwycasz. W tym człowieku, który leży gdzieś pijany w błocie, widzisz, nagle zauważasz coś innego niż ta skorupa zewnętrzna. Odkrywasz w nim coś po pierwszych zdaniach, które powiedział. Nie wiem na czym to polega, zaczynasz tych ludzi inaczej wspierać. Dla mnie taką rzeczą istotną w tym pomaganiu jest wydarzenie, które miało miejsce na ulicy Suraskiej. Często chodziłem tam z przyjacielem, Tomkiem z Malborka i któregoś dnia będąc na ulicy Suraskiej siedziała dosyć młoda dziewczyna i żebrała, były to lata 90. Nigdy nie widziałem jej oczu, tylko rękę wyciągniętą, coś kładłem na tą dłoń i odchodziliśmy. Któregoś dnia idąc ulicą Tomek zniknął, gdzieś pobiegł. Po chwili podszedł do tej dziewczyny i położył na jej dłoń białą różę i powiedział jej: „To ode mnie, dla Ciebie”. I wtedy po raz pierwszy zobaczyłem jej oczy, świecące oczy. I przez dwa tygodnie nie pojawiła się na ulicy Suraskiej, żebrząc. Dwa tygodnie żyła tą różą. I o to chodzi w pomaganiu.  Istotną rzeczą jest, by najpierw odkryć coś w człowieku, a potem karmić. Mamy gotowe jakieś wzorce, jak człowiek powinien funkcjonować, jak rodzina powinna funkcjonować, Boże mój kochany, mamy jakąś gotową naukę tego wszystkiego. I wtedy na siłę wciskamy człowieka w ramki – taki powinien być. Nie! Odkrywamy najpierw człowieka, jego głód, jego tęsknotę, to co w nim jest, i to karmimy. To jest element wyzwalający, odbudowujący, przywracający nadzieję, i co najważniejsze, nieuzależniający. Terapia może człowieka uzależnić, całe życie będzie chodził do terapeuty, żeby go wspomógł. Nie dajesz mu wolności tym, musisz odkryć jego tęsknoty i te tęsknoty karmić, zobaczyć w nim coś więcej. Tak było też z Jezusem, On spotyka celnika i tak z nim rozmawia, że celnik wszystko rzuca. Gdybyśmy się przenieśli w tą rzeczywistość za życia Jezusa, celnicy to byli ludzie negatywni, skasowani, zdrajcy państwowi. A On coś dobrego w nim widzi i to dobro spowodowało, że celnik totalnie zmienia życie. Dobrze, że jesteś, dobrze, że coś pięknego jest w tobie – widzę to. I uwierz w to, co ja widzę, i będę to karmił w tobie. W efekcie zaczniesz żyć i będziesz wolnym człowiekiem, a nie uzależnionym od kogokolwiek.

MG: Ojcze, bardzo dziękujemy za te piękne słowa. Dobrze, że jesteś z nami.

E.K.: Dobrze, że wy jesteście.

× W ramach naszego serwisu www stosujemy pliki cookies zapisywane na urządzeniu użytkownika w celu dostosowania zachowania serwisu do indywidualnych preferencji użytkownika oraz w celach statystycznych.
Użytkownik ma możliwość samodzielnej zmiany ustawień dotyczących cookies w swojej przeglądarce internetowej.
Więcej informacji można znaleźć w Polityce Prywatności
Korzystając ze strony wyrażają Państwo zgodę na używanie plików cookies, zgodnie z ustawieniami przeglądarki.
Akceptuję Politykę prywatności i wykorzystania plików cookies w serwisie.