Inne też jest piękne
„Światem zaczęła rządzić jesień” śpiewała niegdyś Maryla Rodowicz. Oprócz popowych ballad w tym tygodniu można zanurzyć się w bluesie, posłuchać swingujących przebojów Kaliny Jędrusik albo soundtracku możnych sprzed stuleci. Bo jak mawia pewna Pchła, i chyba nie tylko ona – inne też jest piękne.
Ale po kolei. Białymstokiem od 1978 roku jesienią rządzi Jesień z Bluesem. Może nie w XXI wieku, ale w połowie lat 80. więcej młodych ludzi kojarzyło nasze miasto z kultowym festiwalem bluesowym niż z drugoligową drużyną piłkarską. Jakby ktoś nie pamiętał – chodzi o Jagiellonię Białystok. Bo Jesień z Bluesem była festiwalem z pierwszej ligi. Tu debiutowały takie gwiazdy, jak Nocna Zmiana Bluesa, tu konkurs wygrywała młodziutka Magda Piskorczyk. I tak niepostrzeżenie minęło 20 lat i w tym roku ciągle młoda i pełna energii Magda Piskorczyk będzie właśnie na deskach kina Forum świętowała swój jubileusz.
Przez lata festiwal Jesień z Bluesem wielokrotnie zmieniał formułę. Początki to koncerty w klubach – wciąż istniejących Herkulesach, dawno zlikwidowanym ACK Sepularium, czy mieszczącej się w podziemiach kamienicy przy Lipowej 4 Promenadzie. Ech, co to były za wieczory. Muzykę można było chłonąć do woli, nikt nie sprawdzał legitymacji szkolnych dzieciaków, które uzbierały grosze najpierw na bilet, a potem resztę na jakieś piwko.
Był też czas, kiedy do Białegostoku przyjechali najprawdziwsi czarnoskórzy bluesmani ze Stanów Zjednoczonych, a koncert miał miejsce w hali Jagiellonii przy ulicy Jurowieckiej. Nie ma już dawno hali, nie będzie też w tym roku na Jesieni z Bluesem obcokrajowców. Z jednym, ale jakże istotnym wyjątkiem. W zespole Wild Flame wokalistką jest czarnoskóra Brytyjka Adeama Walkowiak – prawdziwa sceniczna petarda.
Przez lata do Białegostoku ściągali też bluesmani z całej Polski, bo jak w 2001 roku Magda Piskorczyk, chcieli wziąć udział w konkursie. Wygrana otwierała im drzwi do wielu klubów, a i zaprojektowana przez białostocką rzeźbiarkę statuetka „Złotego liścia” była bardzo udaną i cenną pamiątką. Było, minęło…
Za to nasze teatry grają, ile sił w zespołach. W supraskim Wierszalinie bardzo aktualna „Nie-Boska komedia”. Zygmunt Krasiński przygląda się rewolucji, a Piotr Tomaszuk filtruje poglądy jednego z wieszczów przez wrażliwość swoją i całego zespołu. Nie biorą jeńców.
Czytaj więcej: Teatr Wierszalin. Nie-Boska komedia. Szatańska dziewica zwiastuje szatańską rewolucję
Znacznie pogodniej wygląda życie w spektaklach, jakie w tym tygodniu proponuje Teatr Dramatyczny. Nawet jeśli główny bohater spektaklu „Motyle są wolne” jest inwalidą, to przecież podświadomie wiemy, że wszystko skończy się dobrze. Spektakl przypomina jako żywo nastrojem romantyczną komedię, ale młodzi aktorzy są w niej nad wyraz wiarygodni. No i udowadniają, że „inne też jest piękne”.
Kto chciałby się serdecznie pośmiać w towarzystwie brytyjskiej służby zdrowia, może sprawdzić jak na scenie kina Ton wypada farsa Raya Cooneya „Wszystko w rodzinie”. Tego samego od „Mayday”. Aktorzy Teatru Dramatycznego w tej farsie sprawdzają się z klasą i pewnie do grania ambitniejszych przedstawień zbyt szybko nie wrócą.
Za to w Białostockim Teatrze Lalek w ten weekend powraca niezwykły Kaszalot. Dlaczego niezwykły? A bo to bajka całkiem współczesna, napisana przez niezrównaną Martę Guśniowską. O czym? O pokonywaniu strachu, odwadze do poszukiwania siebie, akceptacji swojej inności. A wszystko przy wtórze swietnych piosenek, grze aktorów w żywym planie i z lalkami, niesamowicie pomysłowej scenografii i z fantastyczną Pchłą kreowaną przez Iwonę Szczęsną, która z entuzjazmem tłumaczy Kaszalotowi, że inne też jest piękne. Ano właśnie.
W kinie fantastyczna Maria Dębska, która przywołuje jakże inne od dzisiejszych standardów, kanony mody. Jej Kalina Jędrusik błyszczy i uwodzi w anturażu najlepszego polskiego dizajnu lat 60. a i śpiewa piękne piosenki. Inne, niż te, które dziś przez chwilę są przebojami. Ona też dowodzi, że inne jest piękne i chodzi tu o urodę słowa Jeremiego Przybory i swingujące nuty Jerzego Wasowskiego, nie o styl życia peerelowskiej gwiazdy.
Czy piękne, bo inne jest kino Patryka Vegi – to już trzeba rozstrzygnąć we własnym sumieniu. Jeśli ktoś lubi roztrzaskiwane młotkiem czaszki, egzekucje na całych rodzinach, wylatujące z ekranu rozszarpane kawałki ciał, a do tego hipnotyzującego Przemysława Bluszcza – ten nowy „Pitbul” jest właśnie dla niego.
A kto czuje, że chciałby urodzić się w czasach hetmana Jana Klemensa Branickiego, oczywiście jako magnat czy co najmniej dama dworu, nie powinien przeoczyć kolejnej sporej produkcji Zespołu Muzyki Dawnej Diletto i Chóru Uniwersytetu Medycznego. Wraz sześciorgiem solistów przedstawią w niedzielny wieczór, w Auli Magna Pałacu Branickich, odę na cześć św. Cecylii Patronki Muzyki. A że koncert jest ze wstępem wolnym, sprawdźcie, że muzyka barokowa, choć być może bardzo inna od tego, czego zazwyczaj słuchacie – też jest piękna. Polecam
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz