Premiera West Side Story, czyli Romeo i Julia w Nowym Jorku i w Białymstoku
Premierowe pokazy musicalu „West Side Story” zdominują ten weekend w Białymstoku. Warto zobaczyć film „Johnny” czy zajrzeć na wystawę „Sposoby widzenia”.
Jeśli myślicie, że musical to jakaś XX-wieczna ramota, wybierzcie się koniecznie do Opery i Filharmonii Podlaskiej. Tam od 23 września na afisz wchodzi „West Side Story”. Ramota? W pewnym sensie tak, bo to przecież historia napisana pod koniec XVI wieku. Po niespełna 400 latach od pierwszego wydania sięgnął po nią niejaki Arthur Laurents i przeniósł z Werony na ulice Nowego Jorku. Bo „West Side Story” to nic innego, jak przeniesiona w realia XX wieku historia nieszczęśliwych kochanków Romea i Julii.
Tym razem nie ma tu zwaśnionych rodów, są zwaśnione gangi. Jeszcze przed czasami gangsta rapu, jeszcze łagodniejsze, nie pogrążone w oparach ciężkich narkotyków, ale tak samo mordercze. I z taką samą nienawiścią traktujące obcych. Bo Jakub Szydłowski, reżyser musicalu, mówi bez ogródek – to spektakl „o nietolerancji i uprzedzeniach”. Jakich? Rasowych, narodowościowych, a zatem najgorszych z możliwych. Cóż winni są Portorykańczycy, którzy szukają lepszego życia w Stanach Zjednoczonych? Przecież Polacy są tu również. Tony to amerykański Antoni. Też szuka lepszego życia, był w gangu, teraz chciałby być na uboczu, ale się nie da.
Któż nie zna finału Romea i Julii? I nawet jeśli oglądając nagrodzony zaledwie 10 Oskarami film z 1961 roku uważaliście, że to jakaś ramota, a znakomitą wizję Spielberga przegapiliście, żywy kontakt z pełną swingu muzyką Leonarda Bernsteina i całą chmarą młodych tancerzy i utalentowanych solistów sprawi każdemu wielką radość. Scenografia, jaką zbudował Grzegorz Policiński oszałamia rozmachem, zaś kostiumy Doroty Wolak utrzymane w estetyce końca lat 60. XX wieku jako żywo przypominają stroje z musicalu „Grease”. Swoją drogą to były czasy, kiedy ani chłopcy, ani dziewczyny nawet nie myśleli, by po ulicach paradować w dresach…
Jarosław Staniek i Katarzyna Zielonka, choreografowie spektaklu, mając do dyspozycji kilkudziesięcioro tancerzy, wraz z Jakubem Szydłowskim prowadzącym głównych aktorów jakby nie było szekspirowskiego dramatu wykorzystują ogrom sceny przy Odeskiej. Latynoskie tańce w scenie zabawy, która ma połączyć zwaśnione społeczności zachwyca rozmachem i kolorami strojów, a i orkiestra pod dyrekcją Vladimira Kiradjieva ma szansę zagrać ze swingiem i zupełnie inną dynamiką. Co prawda fani tej muzyki na razie mają w uszach bardziej wersje anglojęzyczne, ale kto wie, czy wkrótce zamiast „Tonight” nie będą nucić „w tę noc od dziś istniejesz tylko ty”…
Czytaj: Jakub Szydłowski reżyseruje West Side Story w Operze i Filharmonii Podlaskiej
Równie dramatyczny, tragiczny na swój sposób, ale też i pełen humanizmu jest film „Johnny”. Daniel Jaroszek, reżyser filmu opartego na losach księdza Jana Kaczkowskiego, założyciela hospicjum w Pucku, ale też katechety i wykładowcy bioetyki oraz vlogera. I przede wszystkim – wrażliwego człowieka, który umiał oddać się innym i umiał zarażać swoim oddaniem tzw. trudną młodzież i skazanych. I właśnie z perspektywy recydywisty – Patryka Galewskiego – realnej postaci – widz poznaje losy księdza Kaczkowskiego. To kolejna charakterystyczna rola Dawida Ogrodnika, choć paradoksalnie to właśnie Piotr Trojan, grający Galewskiego, robi wrażenie swoją przemianą, nauką empatii, zaś sceny w których nawiązuje więź z odchodzącą aktorką robią niezapomniane wrażenie. A sam ekranowy Kaczkowski jakby mimochodem naucza widzów, czego potrzebują od nas, żyjących – umierający, którym towarzyszymy.
Pozostając w kinie, chciałbym wspomnieć jeszcze o zaplanowanym na dwa weekendy 9. Międzynarodowym Festiwalu Kino Dzieci w kinie Forum. Na przykład taki film „Lato, kiedy nauczyłem się latać” to już historia dla młodszych nastolatków, w dodatku skąpana w słońcu Chorwacji i z pierwszymi wakacyjnymi pocałunkami 12-latki, która odkryje różne rodzinne tajemnice.
Nieco tajemniczo brzmiący Borderline Fest vol. 1 to nic innego, jak koncert muzyki hardcore punk, z którego fundusze mają zasilić organizacje niosące pomoc uchodźcom. A że wystąpią takie legendy jak Włochaty, Karcer, czy punkowo-folkowa Hańba – sobotni wieczór w Zmianie Klimatu może być wyjątkowy w doznania – nie tylko soniczne. Na scenie pokaże się białostocki Sanctus Iuda, ale też szwedzki Svaveldioxid. I jeszcze białostocki punkowy debiut w stylu kalifornijskim – The Tombs. Będzie nie tylko głośno, ale też i bardzo różnorodnie.
Od piątku w Politechnice Białostockiej spotykać się będą przede wszystkim fani mangi i anime. Powraca Podlaski Festiwal Anime Moricon, którego głównym punktem będzie – jak łatwo się domyślić – konkurs kostiumów i prezencji scenicznej, czyli „Konkurs Cosplay”. A w kinie Forum – pomiędzy seansami kina dzieci i tego dla dorosłych warto obejrzeć wystawę pokonkursową 12. edycji Konkursu Fotograficznego Ogólnopolskiego Przeglądu Fotografii Współczesnej
#Zjerzonykulturą – Jerzy Doroszkiewicz