Michał Heller – Jak i czym zrobić dobre zdjęcie [wideo]
Michał Heller – fotografem Opery i Filharmonii Podlaskiej
- Jaki jest najlepszy aparat?
- Zdjęcia papierowe czy w wersji cyfrowej?
- O świecie zalanym fotografią
Rozmowa z Michałem Hellerem – fotografem Opery i Filharmonii Podlaskiej
- laureatem Konkursu Fotografii Teatralnej Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego
- wykładowcą Akademii Fotografii i Przedsiębiorczości w Białymstoku
- nauczycielem fotografii w Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących im. Staszica w Białymstoku
Czytaj także:
Grand Press Photo dla fotoreportera z Podlasia!
Transkrypcja wywiadu:
Magdalena Gołaszewska:
Czy etatowy fotograf Opery i Filharmonii Podlaskiej, nauczyciel fotografii nagradzany w prestiżowych konkursach robi w ogóle zdjęcia telefonem?
Michał Heller:
No pewnie, chyba wszyscy robią dzisiaj zdjęcia telefonem. W zasadzie to jest taka przedziwna epoka, bo dzisiaj to powiedzenie, że najlepszy aparat, to taki, który masz przy sobie sprawdza się wydaniu wszystkich, bo wszyscy mają jakiś telefon. I szczerze mówiąc bardzo często, kiedy przychodzę do jakiejś nowej grupy, po to żeby pogadać o fotografii zadaję właśnie takie pytanie: „Czy państwo zrobili dzisiaj zdjęcie?”. I wszyscy podnoszą rękę. Gdybym to samo pytanie zadał jakieś 20 lat temu, z całą pewnością tych osób podnoszących rękę byłoby zdecydowanie mniej
MG: Świat jest teraz absolutnie zalany fotografią, wszystkie media społecznościowe toną od zdjęć takich zwykłych, najzwyklejszych czynności. Niemal każdy stał się dzisiaj fotografem .
MH: Może to, że każdy stał się fotografem to trochę nadużycie. Jesteśmy w wielkim zalewie zdjęć. To jest absolutnie wyjątkowy okres historii ludzkości, tak mi się wydaje, bo ten codzienny przyrost obrazów jest niesamowity. To postępuje na zasadzie przyrostu wykładniczego. Tylko pozostaje jedno najważniejsze pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Myślę, że przyszłość na tę odpowiedź przyniesie. Po co? Po co te wszystkie obrazy? Słyszałem jakiś czas temu taką straszną opinię, ktoś powiedział, że te wszystkie obrazy przyrastają po to, żeby pewnego dnia nakarmić takiego olbrzymiego molocha tymi obrazami. Taki olbrzymi superkomputer, który stworzy na podstawie tych obrazów, które sami rejestrujemy, bo przecież fotografując buty w sklepie żeby komuś pokazać albo siebie nawzajem…
MG: …albo jedzenie które jemy.
MH: Wszystko. Tworzymy bezwiednie taki olbrzymi dokumentalny zapis całej cywilizacji, socjologiczny, fizyczny, każdy. Słyszałem taką opinię, która głosi, że taki olbrzymi moloch zostanie nakarmiony tymi wszystkimi obrazami i on na podstawie tego, co zobaczy na tych zdjęciach będzie mógł stworzyć swój własny obraz człowieka i stać się człowiekiem na jego podobieństwo. To brzmi dramatycznie i przerażająco, ale jakiś cel powstawania tych obrazów rzeczywiście na pewno jest, tylko my go jeszcze dzisiaj nie znamy.
MG: A czy Ty wracasz w ogóle do takiej pięknej tradycji wywoływania zdjęć na papierze? Czy one istnieją tylko w wersji elektronicznej?
MH: Zdecydowanie nie wracam. Kiedyś, kiedy miałem okazję spotykać się z największymi polskimi klasycznymi fotografami, mówią o talentach i legendach w stylu Tadeusza Rolke, Wojtka Plewińskiego, za każdym razem, kiedy z nimi rozmawiałem oczekiwałem tego, że oni mi powiedzą „No wie Pan, tak no, cyfra, cyfra, ale tradycyjna fotografia jest ciekawsza”. I nigdy nie dostałem takiej odpowiedzi. Wojtek Plewiński wręcz powiedział coś, co też bardzo mi otworzyło oczy, że robienie zdjęć dla fotografa jest jak zjazd na nartach z góry, z wymarzonego stoku. I kiedyś to było tak, że się zjeżdżało z tego stoku, potem narty na plecy i trzeba było wędrować do góry, po to żeby znowu zjechać. A teraz nie, teraz wszyscy robią zjazd, a potem wsiadają na kolejkę górską, momentalnie są znowu na górze i znowu mogą zjeżdżać. I to jest piękne, bardzo wygodne i wspaniałe, jednak myślenie o tym, że fotografia tradycyjna to taka zaszłość nikomu niepotrzebna też jest błędem, bo w końcu cyfra nie jest lepsza od fotografii tradycyjnej, a fotografia tradycyjna nie jest lepsza od cyfry. To jest po prostu zupełnie inne medium i umiejętne wykorzystanie tych obu języków, tych obu mediów to sukces. Bo w fotografii, tak jak powiedział McLuhan: „The medium is the message” –„Przekaźnik jest przekazem”.
MG: Ty masz doświadczenie w bardzo różnych gatunkach fotografii, ale masz też to szczęście takiego zakorzenienia się w bardzo prestiżowej instytucji, bo jesteś fotografem operowym, a tak naprawdę większość fotografów jest trochę freelancerami. Więc wracając do tej fotografii teatralnej, Ty ją jakoś tak szczególnie kochasz, uwielbiasz, lubisz? Co ona znaczy?
MH: Opera i Filharmonia Podlaska jest z całą pewnością na przestrzeni tych dwudziestu lat, od kiedy fotografuję świadomie, największą przygodą fotograficzną, jaka mnie spotkała, bez dwóch zdań. I trzeba to dobrze zrozumieć, bo z jednej strony można postrzegać fotografię teatralną, jako taką zupełnie odrębną gałąź fotografii, wymagającą innych narzędzi, innego sposobu myślenia, innego podejścia konceptualnego do tego co się fotografuje. W istocie jednak, jak się zaczyna to robić, okazuje się, że teatr to taka miniatura tego świata, który nas otacza. I tam jest wszystko, bo fotograf operowy musi sfotografować na przykład krzesło, jeżeli się połamie i przecieka, bo te krzesła, których używa orkiestra mają takie hydrauliczne olejowe zawieszenia. Trzeba sfotografować oczywiście spektakl, to jest absolutnie najważniejsze, ale trzeba zrobić też reportaż z wydarzenia, trzeba zrobić też portret i to taki w najbardziej tego klasycznym, studyjnym rozumieniu: z lampami, bo w końcu fotografuje się do programów. Więc teatr de facto to jest taka miniatura świata. Dodatkowo jeszcze ten teatr, w którym mam szczęście pracować, czyli Opera i Filharmonia Podlaska, to jest miejsce niezwykłe i to nie jest tylko moja opinia, tylko to jest opinia artystów, którzy tutaj przyjeżdżają. Ja nie zdawałem sobie sprawy z tego, że ten teatr jest tak niezwykły, dopóki nie pojechałem do innych teatrów, a fotografuję w różnych teatrach w Polsce. I ten nasz teatr jest takim miejscem, to jest takie źródło ciepła, bo w końcu to, co musi zrobić fotograf operowy to jest twórczość i wielka odpowiedzialność.
MG: Żeby to zrobić naprawdę dobrze, to myślę, że jedyna metoda to jest ta, którą Ty właśnie stosujesz, tzn. by być w środku tych wszystkich zdarzeń. I chcę się jeszcze upewnić, wszystkie zdjęcia na stronie internetowej Opery są twojego autorstwa.
MH: Tak, z małymi wyjątkami, kiedy nie można tym zdjęć zrobić tutaj, bo trudno wysłać fotografa operowego do samolotu do Nowego Jorku, żeby zrobił zdjęcie gdzieś tam, w tamtejszej operze. Więc 99, 9% zdjęć na stronie Opery i Filharmonii Podlaskiej i we wszystkich wydawnictwach tej wspaniałej instytucji, to są moje zdjęcia. Na dobrą sprawę od początku, bo zacząłem w 2012 roku, zaraz po otwarciu.
MG: Michale, Ty masz bardzo dużo sukcesów na koncie, ale ta ostatnia wygrana w bardzo prestiżowym konkursie na fotografię teatralną, to jest naprawdę coś.
MH: To rzeczywiście na pewno jest wielki powód do dumy, zarówno dla mnie jak i dla instytucji. Konkurs jest wspaniały, to jest inicjatywa Instytutu Teatralnego im. Raszewskiego z Warszawy. I rzeczywiście ten konkurs w Polsce ma kolosalne znaczenie. On nie tylko jest okazją dla fotografów do tego, żeby się wykazać i do tego żeby pokazać tam swój materiał i zdobyć nagrodę – są nagrody pieniężne, bardzo atrakcyjne, to nie jest za darmo. Nie mniej jednak to jest okazja do tego, żeby współzawodniczyć, ale myślę, że ten konkurs już teraz ma taką bardzo budującą dla do fotografii teatralnej rolę. Po prostu jest to takie miejsce, gdzie bardzo dużo ludzi chce się sprawdzić. Dodatkowo osoby, które nie są związane z fotografią teatralną mogą też oglądać zdjęcia, które są wysłane na konkurs, po to żeby sprawdzić, jaka jest kondycja tej fotografii.
MG: A za co dokładnie otrzymałeś tę nagrodę, przypomnij nam.
MH: Dostałem tę nagrodę za zestaw zdjęć do musicalu „Doktor Żywago” Lucy Simon, który jest wyjątkowym musicalem dla Opery i Filharmonii Podlaskiej, bo u nas miał swoją polską premierę. Jest to musical dla mnie też wyjątkowy, dlatego że jest to musical, który ma bardzo bogatą obsadę, to znaczy jest bardzo dużo zróżnicowanych ról, które grają najróżniejsi aktorzy. W trakcie przygotowań fotosów wpadliśmy na taki pomysł, żeby sfotografować wszystkich, czyli sfotografować obsadę premierową, ale także wszystkie duble. Czyli nagle się okazało że ten normalny tok postępowania, który preferujemy w trakcie fotografowania spektaklu, robienia fotosów do tego spektaklu, czyli próba generalna plus premiera, tutaj rozpadł się na kilka elementów, bo tych prób generalnych było chyba 4, które fotografowałem żeby sfotografować wszystkie możliwe warianty obsady. I rzeczywiście wybór materiału z tych zdjęć był potężny i mogłem zrobić to tak, jak chciałem, mogłem zaszaleć. Poza tym fotografowałem też – jak zwykle – bardzo dużo prób do tego przedstawienia. I ten zestaw, który wygrał, był zestawem złożonym z dwóch części. Część pierwsza tego zestawu to były takie klasyczne fotosy z przedstawienia, a druga część, i jedna i druga była 15 zdjęciowa, to był materiał z prób. Jury nagrodziło dwa zestawy jednocześnie, zarówno ten materiał z prób, jak i materiał z przedstawienia. I to był rodzaj ewenementu w historii tego konkursu. Zresztą sam dzień wręczenia konkursu też był dla mnie zupełnie wyjątkowy.
MG: Właśnie, to był bardzo wyjątkowy dzień pod wieloma względami. Chciałabym żebyś nam o nim opowiedział.
MH: Tak, dlatego, że nie mogłem pojechać na wręczenie nagród, bo była premiera „Turandot”, na której chciałem być. Wszyscy w teatrze powiedzieli, że muszę jechać. Rafał Bartmiński – wybitny śpiewak operowy, powiedział mi nawet, że jeżeli nie pojadę na wręczenie nagród, a swoją drogą to nie było wręczenie nagród tak naprawdę, bo ja nie wiedziałem, że dostanę to nagrodę, dopiero ogłoszono to trakcie tej gali, a on powiedział że się do mnie nigdy nie odezwie, jeżeli nie pojadę. Ale się odzywa, więc bardzo się z tego powodu cieszę. Pojechała za mnie żona Kasia, najbliższa mi osoba na świecie. I ona była tam, a ja byłem tu. W ogóle jesteśmy postrzegani jak jedna osoba i te zdjęcia też są do siebie bardzo podobne. Nie wiem z czego się to bierze, tzn. pewnie wiem, ale nie będę teraz o to zahaczał.
MG: Chciałabym jeszcze zapytać Ciebie – nauczyciela fotografii, jaka jest recepta na zrobienie naprawdę dobrego zdjęcia?
MH: W fotografii najważniejsza jest rzeczywistość. Nie ma rzeczywistości bez fotografii i tak naprawdę fotografując, za każdym razem dokonujemy wyboru kawałka rzeczywistości, którą rejestrujemy. i to jest trochę tak jak u Sartre – jesteśmy skazani na tę wolność, to do nas należy decyzja, jesteśmy za nią w pełni odpowiedzialni. I myślę, że dobre zdjęcie, to jest takie zdjęcie, które robimy wtedy, kiedy czujemy, że wszystko układa się w jedną całość. Jeżeli ktoś jest w stanie zauważyć tę ulotną chwilę w świecie, kiedy wszystko układa się w jedną całość, jest w stanie zrobić doskonałe zdjęcie. Tylko że w tym układzie w jedną całość jest też tragizm. Piotr Macierzyński, poeta, z którym mam wielkie szczęście współpracować, robię ilustrację do jego tomów i okładki, kończy jeden z wierszy w następujący sposób: „Wszystko ułożyło mi się w jedną całość, jak się potem okazało – nie na długo”. I ratunkiem przeciwko przemijalności tej wyjątkowej chwili może być właśnie fotografia.
MG: Michał Heller. Dziękuję Ci bardzo.